Mariusz Szczygieł | środa, 29 grudnia 2010 11:27 | Ależ to był mecz! Jeszcze dzisiaj, kiedy sobie o nim przypomnę to przechodzą mnie ciarki. Murawa stadionu miejskiego zaroiła się od piłkarzy, trybuny wypełniły się kibicami i do ostatniej minuty nie było wiadomo kto zwycięży. Radzyńskie derby rozpoczęte. Siedmiu po jednej stronie, raczej spokojnych o wynik spotkania i siedmiu graczy po stronie drugiej- przygotowanych na każdy ruch rywala. No i sędzia w środku- nowy jeszcze, ale odważny i pewny swego. Piłka w grze! Gwizdek sędziego! Gra przerwana... "Trenera! Trenera jeszcze nie mamy, trzeba poczekać"- orzekł sedzia i przerwał spotkanie. Siedem tysięcy kibiców wytrzeszczało ze zdumienia oczy. Ale rozumieli... "- Jeszcze trenera nam trzeba, sędzia ma rację". W tym czasie obydwaj kandydydaci na pierwszego trenera radzyńskiej drużyny układali swoje strategie. Jeden dzielił się z kibicami chlebem i stawiał na piłkarzy, a oni chyba grali na niego. Drugi chodził ze stoperem i budził swoich wpuszczając co chwila świeże powietrze. Na trybunach wrzało. Co chwila to z jednej, to z drugiej strony słychać było gniewne okrzyki kibiców. "KS FSR!" skandowała jedna strona, "KS PiS!" odpowiadała druga. Wszyscy wiedzieli, że wybór trenera to być, albo nie być dla którejś z drużyn. To przecież według jego planu będą grali mecze. To on poprowadzi drużynę do zwycięstwa, wspierając ją swoimi radami tuż zza linii boiska, kiedy drugi będzie przyglądał się grze z ławki rezerwowych. | Janina Kiewel | czwartek, 23 grudnia 2010 01:00 | Na te kilka niezwykłych dni znów stajemy się dziećmi. Tak samo jak one z radością wyglądamy pierwszej gwiazdki… Z takim samym smakiem zajadamy wigilijne specjały i z niecierpliwością, powstrzymując drżenie rąk, rozpakowujemy gwiazdkowe upominki. Tak właśnie działa magia Świat Bożego Narodzenia. Ta magia sprawia też, że z sentymentem przechowujemy stare ozdoby choinkowe, by zawiesić je wśród nowoczesnych lampek i bombek. A na wigilijną wieczerzę podajemy dokładnie te potrawy, które pieczołowicie przygotowywały nasze mamy, a wcześniej babcie. W ten sposób kultywujemy tradycje, przekazując je naszym dzieciom. Również dla nich chwile spędzone przy świątecznym, zastawionym polskimi daniami stole maja szanse stać się najcenniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa. To wspaniała nagroda za trud i czas poświęcony na przygotowanie cudownych i niezapomnianych Świąt. A każde święta to również czas refleksji. Tradycyjnie stawiając na świątecznym stole dodatkowe nakrycie, pomyślmy więc przez chwilę o tych, którzy liczą na wsparcie życzliwych i wrażliwych ludzi. Niech nadchodzące Święta Bożego Narodzenia będą dla wszystkich tak samo radosne i magiczne! | Mariusz Szczygieł | niedziela, 12 grudnia 2010 18:49 | Pamiętam takie stare zdjęcie, na którym radzyńscy kupcy stoją przed sklepem. Na szyldzie sklepowym widnieje słowo "nieżydowski". Przypominam sobie także słowa jednej z bohaterek filmu "Dziadki dziatkom. Pamiętnik ze starego Radzynia", w których mówi, że Żydzi w zasadzie opanowali radzyński handel i nawet, jeśli ktoś chciałby kupić coś gdzieś indziej, to nie miał takiej możliwości. Widzę dzisiaj pewną analogię to tej historii sprzed lat. Dzisiaj jednak nie Żydzi, a Chińczycy opanowują (a może już opanowali) nasz rynek. Gdzie nie spojrzeć, tam MADE IN CHINA. Kiedyś cieszyły mnie chińskie kredki, czy ołówek z gumką w piórniku. Jakiż to był wypas... polski ołówek takiej gumki nie miał i nie był tak kolorowy. Tak było kiedyś. A dzisiaj? Telefon- chiński, koparka na budowie- skośnooka, buty, koszulki, skarpety- zgadnijcie. Nawet bursztyn z owadem w środku na sopockim molo też ma ten znany na całym świecie napis na opakowaniu. Niesamowite... jak potężny jest ten naród. A co najciekawsze sami wchodzimy w ich sidła. Weźcie do ręki pierwszą z brzegu maskotkę i przeczytajcie napisy na metce. Nikt nie napisał tam, że zabawkę wyprodukowano w Polsce, ale najczęściej: "Wyprodukowano w Chinach" dla..., albo "Importer:" oczywiście z Azji. Ja wiem, że taniej, wiem, że konkurencja potężna i ten, kto chce się utrzymać na rynku musi ciąć koszty. Ale ile jeszcze będzie tak słodko? Kiedy Chińczykom znudzi się zalewać rynki całego świata tanim towarem i zakręcą nam kurek dobroci jak Rosjanie gaz? Czy nie obudzimy się wtedy z ręką w chińskim(!) nocniku, kiedy polskie firmy nie będą już niczego produkować, a cena na importowane dobra wzrośnie z dnia na dzień? Śmiejemy się jeszcze dzisiaj z jakości, opowiadamy o tandecie tych produktów, ale obejrzyjcie się dookała siebie i poszukajcie napisów na przedmiotach, których codziennie używacie... Albo sprawdzcie, kto jest właścicielem VOLVO, czy amerykańskiego Hummera (!). I jeszcze jedno... nawet polski kamień nie ma szans na konkurowanie ceną z chińskim. Dlatego już dzisiaj nie dziwi mnie, że obniżono zasiłek pogrzebowy. Czy już jesteśmy MADE IN CHINA? | Mariusz Bober | środa, 01 grudnia 2010 10:27 | Szanowni Państwo! 28 listopada 2010 roku w dzień publicznej debaty na fotel burmistrza Radzynia Podlaskiego dostałem pewnego olśnienia. Pojawił się pewien błysk inspiracji. Pomyślałem też, że dokładnie teraz warto wypowiedzieć te istotne kwestie z całą siłą. Ciągle pytamy o Radzyń. O to jaki ma być i kto i jak ma nim rządzić. Ale to może nie Radzyń, ale my dla Radzynia jesteśmy problemem, chorobą, którą należy wyleczyć jak całą służbę zdrowia! Może opacznie przestawiliśmy ważności tego czym się zajmujemy lub o co walczymy. Może to nasze świadomo- nieświadome wariactwo? Z licznych publikacji wynika, że w Radzyniu urodzili się lub przebywali wybitni ludzie z rozmaitych dziedzin. Czy musimy ich kolejny raz wymieniać? Wystarczy nadmienić kto projektował i budował Pałac Potockich. Że trwały tutaj prace nad fragmentami Konstytucji 3 Maja. Że jeszcze wiele innych kwestii, zdarzeń o których mówią i rozpisują się nasi historycy i publicyści. Może należy się otrząsnąć z chocholego tańca i przejrzeć na oczy! | Mariusz Szczygieł | poniedziałek, 11 października 2010 08:03 | W wakacje udało mi się w końcu wyjechać z Radzynia... Na krótko, bo tylko 5 dni, ale wystarczyło, by "podładować swoje bateryjki". Jastrzębia Góra... morze... pięknie... I wiecie co? Jastrzębia to mała wioska, gdzie kiedyś ktoś (w latach dwudziestych ubiegłego wieku) postanowił stworzyć plażę na miarę europejskich standardów. Udało mu się to prawie sto lat temu i do dzisiaj mieszkańcy mogą żyć z turystów, a turyści mogą w cywilizowany sposób wdychać jod z Bałtyku. Co ciekawe, wcale nie ma tam rarytasów. Jastrzębia, tak jak inne miasta, wyłożyła swoje główne ulice kostką brukową i to na nich toczy się turystycznie życie. Obok betonowych budynków pozostałych po czasach PRL-u i całkiem nowych, budowanych przez przedsiębiorczych "Kaszubów" z Warszawy, tubylcy zbili z desek prowizoryczne wiaty, gdzie obok flądry i dorsza serwują pstrągi. Zmyślni mieszkańcy, wiedząc, że dalej na północ pójść się już nie da (bo przeszkadza w tym morze), zrzucili się na kawałek głazu, który skrzętnie okleili tabliczkami ze swoimi nazwiskami, tworząc tym samym kolejną "atrakcję turystyczną". | Mariusz Szczygieł | piątek, 08 października 2010 11:18 | Już niedługo wybory... Wiecie, mam dziwne uczucie, że będą bardzo zacięte w naszym miasteczku. Za chwilę Radzyń zrobi się bardzo kolorowy, ze słupów będą się do nas uśmiechać i ci znani, i ci mniej znani. Będą nas odwiedzać w domach, rozmawiać, przekonywać, a potem czekać na naszą decyzję. Z wybraniem burmistrza raczej problemów nie będzie- dwa (może trzy nazwiska) i wybór prosty, ale z radnymi... Ufff... Miasto, powiat... już wyobrażam sobie te płachty papieru. I znowu będzie- tego lubię, tego nie lubię... ten się do mnie uśmiecha, ten dzień dobry nie mówi... obiecał chodnik i proszę- jest, stanął w naszej obronie- dam mu swój głos. Tego, tego i tego w ogóle nie znam! Kto to? Mamy jeszcze ponad miesiąc na to, by poznać naszych kandydatów na rajców, by dobrze się im przyjrzeć, przemyśleć swoją decyzję i tak zagłosować, by później nie żałować... | Mariusz Szczygieł | środa, 22 września 2010 07:19 | Bicie piany z tym Europejskim Dniem bez Samochodu- pomyślałem... Dzień bez papierosa- to już bardziej rozumiem, dzień bez grosza przy duszy- też się czasem zdarza, ale dzień bez samochodu? W Polsce? W Radzyniu? Poczytałem programy imprez ogranizowanych z okazji tego "święta" i doszedłem do wniosku, że to kolejna okazja do tego by pojeździć sobie rowerem, albo... komunikacją miejską za darmo (tak było rok temu w Warszawie- w tym nie wiem jak będzie, bo informacji brak). W każdym razie... rajdy rowerowe, demonstracyjne przejazdy przez centra wielkich miast, okazja do wymienienia się doświadczeniami, pochwalenia nowymi przerzutkami, napicia się soku z bidonu kolegi- tak będzie. Oby tylko pogoda jeszcze była, bo lipa wyjdzie z tego święta roweru... I trzeba będzie na miejsce startu jednoślad przywieźć samochodem... A w Radzyniu? Będzie jak zwykle w środę- Dzień Dyszla. Samochody będą stały przy rynku już od wtorkowego popołudnia, bo konkurencja u nas duża- miejsce trzeba będzie zająć. W środę od rana kawalkada aut przemknie niesławnym już skrzyżowaniem Bohaterów i Kościuszki, i pewnie jak co tydzień... jakiś "środowy" kierowca wpakuje się w bok innemu... Będzie można kupić bluzki po 5 zł u przyprawiających o atak serca radzyńskich sklepikarzy, ciemnoskórych handlowców... Będzie gwarno, wesoło, świątecznie... | Janina Kiewel | piątek, 10 września 2010 10:08 | W tym roku w czasie urlopu wybrałam się kolejny raz poza wschodnie granice Polski do Rosji. A dla mnie Rosja to nie tylko Moskwa, ale i inne przepiękne zakątki tego kraju. Petersburg i letnia rezydencja Piotra I czyli Peterhof. W piękny sierpniowy poranek wybrałam się na wycieczkę do Peterhofu położonego 70 km od Sankt- Petersburga. Marzyłam o wyprawie do tego zakątka Rosji wiele lat. I w końcu moje marzenia się spełniły. | Zbigniew Smółko | środa, 25 sierpnia 2010 20:00 | Gazeta Wybiórcza dostrzegła Radzyń, więc radość w całej wsi. Trochę szkoda, że akurat miast chwalić ganią, ale, ogólnie rzecz biorąc, dzięki artykułowi na stronie głównej portalu GW więcej ludzi dowie się o Pałacu niż z niejednego folderu. Z polemiką i objaśnieniem sprawy pospieszył nasz Naczelny Wydawca, prezentując punkt widzenia rzecznika zasady ,,user friendly” (podobnymi torami zdaje się również biec, cytowana w GW wypowiedź p. burmistrza Kowalczyka), co – nie wchodząc w szczegóły – budzi moją sympatię. Dla kontrastu zupełnie nie uspokaja mnie cytowana wypowiedź p. Maraśkiewicza, który wiele razy dał się poznać jako czujny i zdeterminowany obrońca podlaskich dawności, a tu nagle mu drogę przez najgłówniejszy zabytek przeprowadzili... Pałac się rzeczywiście nie zawali, zaś komunikacyjny węzeł gordyjski został rozcięty precyzyjnie; o ile pod względem estetycznym kawalkada samochodów na dziedzińcu nie podoba mi się zupełnie, o tyle świadomość, że burmistrz niełatwą sprawę ,,wziął na klatę”, zniechęca mnie do kontestacji. Lepiej, kiedy decyzje podejmuje się zdecydowanie niż w trybie ,,ciamciaramcia”. | |
|