Radzyń Podlaski - Nasze miasto z dobrej strony! Mamy 21 grudnia 2024 imieniny: Jan, Honorata, Tomasz

04.08.2010 - Przytoczno - Żyrzyn

Mariusz Szczygieł   
środa, 04 sierpnia 2010 21:06

11:31 Foto z trasy przesłał p. Adam AdamskiDrugi dzień pielgrzymki to krótszy odcinek drogi do pokonania i znacznie lepsza pogoda do wędrowania.

Pielgrzymi pokonali 26 km i udają się na spoczynek w gościnnym Żyrzynie. Posłuchajcie co o dzisiejszym etapie opowiedział nam Ojciec Ireneusz:

 

 {play}http://iledzisiaj.za.pl/2-dzien-Ireneusz.mp3{/play}

 

Zachęcamy wszystkich do wpisywania komentarzy pod relacjami z każdego dnia pielgrzymki. Od jutra nasze relacje ruszają już pełną parą- będziemy przekazywać informacje od samego rana, także w drugą stronę- do pielgrzymów. Wasze komentarze wyślemy do przewodnika radzyńskiej grupy- księdza Mariusza Barana.

Z trasy

11:30 - okolice Sobieszyna (foto nadesłał p. Adam Adamski)

11:27 - W drodze do Żyrzyna11:29 - W drodze do Żyrzyna11:30 - W drodze do Żyrzyna

 

12:22 - Tak się bawią porządkowi! :)

Tak się bawią porządkowi! :)

 

15:21 - Jesteśmy na odpoczynku w ŻERDZI. Szczęść Boże. Łukasz i Adam Adamski

 

Konferencja

Golgota – Góra Cierpiącej Miłości

Jednym z najświętszych miejsc chrześcijaństwa jest wzgórze Golgoty. Tutaj stanął krzyż Chrystusa, na którym dokonało się misterium zbawienia (zob. Mk 15,22–24). To miejsce, straszne samo w sobie, gdyż nosiło piętno miejsca kaźni, stało się miejscem uświęconym miłością Syna Bożego. Stało się Górą Błogosławieństwa, na którym objawiła swą potęgę życiodajna miłość Boża. Golgota – z wieńczącym ją krzyżem Chrystusa – stała się niemym świadkiem prawdy, że miłość Boga do człowieka nie jest gołosłowna. Bóg kocha człowieka aż po krzyż swego Syna. Krzyż jest sphragis – znakiem, pieczęcią miłości, która nie ulękła się cierpienia i śmierci. Dlatego Wzgórze Golgoty i znak krzyża są tak bardzo drogie naszym sercom.

Słowa i czyny miłości

Nie trzeba specjalnie znać się na ekonomii, by wiedzieć, że to, co wartościowe, kosztuje. Drogocenna rzecz ma swoją cenę. Nie można jej nabyć okazjonalnie, za kilka groszy. Chyba, że ktoś oszukuje nieświadomego sprzedawcę. Jeśli chcemy nabyć wartościowy zegarek, biżuterię, dzieło sztuki, lub jakąkolwiek inną rzecz, która jest cenna – musimy liczyć się z poważnym wydatkiem.

Podobnie to, co niezwykle cenne w relacjach ludzkich, również nie przychodzi bez wysiłku, bez pracy lub wysiłku. Tylko w poezji zdarzają się „wielkie improwizacje”, nagłe olśnienia, które pozwalają stworzyć artyście coś genialnego. Zwyczajnie jednak artysta musi się wiele uczyć i trudzić.

To samo prawo, które rządzi bezwzględnie ludzką ekonomią i życiem społecznym, obowiązuje w tym, co dla człowieka jest najważniejsze, co się liczy najbardziej – w miłości.

Do natury ludzkiej miłości należy to, że nie jest gołosłowna, ale wyraża się w słowach i czynach.

Do istoty miłości należy słowo. Ono ją objawia, utożsamia, nadaje jej imię. Słowo miłości – obietnica, zapewnienie, pytanie, stwierdzenie, wyczekiwanie odpowiedzi – sprawia, że miłość może wybrzmieć. Przestaje być niema.

Do istoty miłości należy też czyn. Miłość potrzebuje wyrazu, działania, gestu, aktu. Nie zamyka się jedynie w słowach, które łatwo podważyć i które można wypowiadać lekkomyślnie, kłamliwie. Miłość żyje gestami oddania. Miłość rodzi się wtedy, gdy się uzewnętrznia w spojrzeniu, poświęconej uwadze, w słowie skierowanym do osoby kochanej. Zaczyna się od deklaracji, ale szybko dojrzewa do potwierdzeń. Kochający potwierdzają jej autentyczność nie w słowach, obietnicach, zapewnieniach o wierności, ale w postawie, którą wobec siebie zajmują. Ci, którzy kochają, wiedzą, że miłość trzeba weryfikować. Autentyczna miłość wyrazi się w konkretnych działaniach.

W ciągu wieków ludzie wypracowali sposoby weryfikowania prawdziwej miłości. Jednym z nich jest gotowość poświęcenia się, oddania kochanej osobie, lojalność i wierność w każdej sytuacji. Miłość okazuje się prawdziwa, gdy jest trwała, odporna na pokusy i trudności. Okazuje się prawdziwa, gdy wytrzymuje życiowe burze i zawieruchy.

Największym znakiem autentycznej miłości jest gotowość cierpienia, oddania życia za osobę kochaną. Miłość nierozłącznie więc wiąże się z poświęceniem i oddaniem. Z Ofiarą. Ten, kto kocha, zapomina o sobie tak bardzo, że gotów jest żyć tylko dla osoby kochanej, pragnąć jej integralnego dobra. Miłość zatem prowadzi do daru z siebie. Ma charakter oblatywny. Dlatego św. Tomasz z Akwinu uczył, że „kochać, to znaczy stać się darem dla osoby ukochanej”. Miłość, niezależnie od tego, czy mówimy o miłości małżeńskiej, rodzicielskiej, czy też jakiejkolwiek innej, uzdalnia do daru z siebie naznaczonego krzyżem. Rodzice, kochając swe dzieci, umieją dla tej miłości poświęcić wiele ze swego życia osobistego. Kto kocha Ojczyznę, potrafi nawet – gdy trzeba – oddać życie w jej obronie.

Znaki Bożej miłości

Czy możemy to samo, co do tej pory powiedzieliśmy o ludzkiej miłości, odnieść do miłości Bożej? Czy ona również wyraża się i weryfikuje nie tyle w Bożych obietnicach, ile w Bożych darach i czynach?

Biblia jak najbardziej upoważnia nas do dania odpowiedzi twierdzącej. Miłość Boga do człowieka nie jest gołosłowna. Potwierdzają ją Boże działania. Pierwszym znakiem miłości Bożej jest samo dzieło stworzenia. Bóg ukochał świat, a w nim człowieka, dlatego powołał go do istnienia. Ilekroć patrzymy na wspaniałe dzieło Boże, jakim jest nieogarniony kosmos, ilekroć zastanawiamy się nad cudem życia, nad naszym istnieniem, tylekroć możemy odczytać dzieło stworzenia jako znak miłości Boga, który w sposób całkowicie wolny obdarzał istnieniem. Autor Księgi Mądrości, zachwycony światem stworzonym, który Bóg nieustannie podtrzymuje w istnieniu, nazwał Go „miłośnikiem życia” (Mdr 11,26).

Jan Paweł II, komentując stwierdzenie św. Jana, że „Bóg jest miłością” (1 J 4,16), zauważył, że prawda ta jest obecna w całym objawieniu Bożym, rozświetlając „objawioną rzeczywistość stworzenia i rzeczywistość przymierza. Jeżeli stworzenie ujawnia wszechmoc Boga – Stwórcy, to wszechmoc ta ostatecznie tłumaczy się przez miłość. Stworzył – bo mógł, bo jest wszechmocny, wszechmocą jednak kierowała mądrość i miłość”.

Znakiem stwórczej miłości Boga jest nie tylko akt powołania do istnienia, ale również nieustanne udzielanie życia stworzeniu. Podtrzymywanie go. Prawdę tę wyznawał Psalmista:

„Jak liczne są dzieła Twoje, Panie!

Ty wszystko mądrze uczyniłeś:

ziemia jest pełna Twych stworzeń.

Oto morze wielkie, długie i szerokie,

a w nim jest bez liku żyjątek

i zwierząt wielkich i małych.

Tamtędy wędrują okręty, i Lewiatan,

którego stworzyłeś na to, aby w nim igrał.

Wszystko to czeka na Ciebie,

byś dał im pokarm w swym czasie.

Gdy im udzielasz, zbierają;

gdy rękę swą otwierasz, sycą się dobrami.

Gdy skryjesz swe oblicze,

wpadają w niepokój;

gdy im oddech odbierasz,

marnieją i powracają do swojego prochu.

Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha

i odnawiasz oblicze ziemi” (Ps 104,24–30).

Biblii więc nieobca jest myśl, że Bóg kocha swe stworzenie i dzięki tej miłości cieszy się ono szczęściem istnienia. Bóg objawia swą miłość w działaniu dla ocalenia swych stworzeń. „Potężnie działać zawsze jest w Twej mocy i któż się oprze potędze Twojego ramienia? Świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia!”2. Jan Paweł II zauważył: „Im bardziej wczytujemy się w pisma wielkich Proroków, tym bardziej odsłania się w nich oblicze Boga–Miłości. Oto Pan mówi ustami Jeremiasza: «Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość» (hebr: hesed) (Jer 31,3).

A oto słowa Izajasza: „Mówi Syjon: «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał». Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49,14–15).

Jakże znamienne jest w słowach Boga to odwołanie do miłości matczynej: miłość Boża daje się poznać nie tylko przez ojcostwo, ale również przez niedoścignioną czułość macierzyństwa! I jeszcze raz słowa Izajasza: „Góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość Moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się Moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad Tobą” (Iz 54,10).

W dziejach przymierza stopniowo objawiała się Boża miłość. Najpierw jej adresatem był Naród Wybrany, potem cała ludzkość. Znakiem miłości Bożej było bez wątpienia nadanie przykazań. Bóg uczył swój lud prawdy o dobru i złu. Przestrzegał przez grzechem i jego skutkami. Dzięki Bożej pedagogii lud nie błądził w poszukiwaniu prawdy i dobra. Poznawał, czym jest sprawiedliwość, którą należy kierować się w relacjach z bliźnimi i prawda, którą trzeba żyć. Miłość Boża przejawiała się w cierpliwym korygowaniu błędnych postaw i niewierności. Bóg wielokrotnie okazywał się wobec swoich wybranych w pełni swej łagodności, cierpliwości i miłosierdzia. Dlatego Psalmista mówiąc o pokoleniach swoich rodaków, opiewał Jego dobroć dla grzeszników:

„Przekazują pamięć o Twej wielkiej dobroci

i radują się Twą sprawiedliwością.

Pan jest łagodny i miłosierny,

nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.

Pan jest dobry dla wszystkich

i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła” (Ps 145,7–9).

Odkupieńcza miłość Boga do ludzi znalazła swe apogeum w zbawczym dziele Chrystusa. W tajemnicy Jego krzyża.

Miłość Ukrzyżowana

Ewangelista Jan zostawił nam wielką mowę Jezusa z Ostatniej Wieczerzy. Rozpoczynając narrację, Jan podaje duchowe okoliczności pożegnalnej uczty z uczniami. „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Jezus, gotowy na śmierć odkupieńczą za wszystkich ludzi, przepełniony miłością Ojca do grzeszników, niejako sam wyznaje, co jest probierzem tej miłości. Zwracając się do swoich uczniów, Jezus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Rzeczywiście, jeśli miłość mierzy się ofiarą i oddaniem sprawie ukochanej osoby, to nie ma większej miłości, od tej, która każe oddać swe życie.

Św. Paweł, komentując ofiarę krzyża, napisał do Rzymian: „Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni. Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. I nie tylko to – ale i chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie” (Rz 5,6–11).

Paweł rozumiał krzyż jako znak Bożej miłości. Dla Apostoła był potwierdzeniem zbawczej woli Boga, Jego niezgłębionego miłosierdzia i hojności w przebaczaniu.

Patrząc na krzyż nikt nie może powiedzieć, że miłości Boża jest gołosłowna, że nic nie kosztuje Boga. Tajemnica Golgoty odsłania ogrom Bożej miłości. Syn Boży dla zbawienia człowieka gotów był cierpieć i umierać. Przyjąć haniebną śmierć i odrzucenie, którego była znakiem. Trzeba pamiętać, że krzyż dla Żydów miał szczególne znaczenie. Był nie tylko narzędziem okrutnej śmierci, znakiem ponadludzkiego cierpienia. Krzyż miał złe konotacje religijne: był jawnym dowodem, że skazanego potępia sam Bóg. Św. Marek opisując godziny konania Jezusa na Golgocie mówi o tym, że „ci , którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: «Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie!» Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie drwili między sobą i mówili: «Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli»” (Mk 15,29–32). Nie bierzmy tego opowiadania jedynie za relację wydarzeń. Ma ona głębszy, teologiczny sens. Urągający Jezusowi rozumieją krzyż jako znak odrzucenia przez Boga. To, że Jezus na nim wisi i kona, jest wystarczającym zaprzeczeniem wszystkiego, co mówił o jedności z Ojcem. Wiszący na krzyżu Jezus doświadcza okrutnej samotności. Potępiony i skazany przez ludzi, wisi zawieszony między niebem i ziemią, jakby w próżni. Ziemia Go nie chce. I zdaje się również, że nie chce Go niebo. Jezus doświadcza samotności, a znakiem jej jest skarga, którą wypowiedział resztkami sił: „O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthan»i, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15,34).

Ale właśnie w tym opuszczeniu i ekstremalnej samotności Jezus wypełnia do końca wolę Ojca. Oddaje Mu swego ducha w akcie całkowitego posłuszeństwa i zawierzenia. „A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka” (Hbr 5,8–10).

Tego posłuszeństwa i zawierzenia zabrakło Adamowi i Ewie w raju, gdy posłuchawszy podszeptów szatana złamali Boży zakaz (zob. Rdz 3,6). Nieposłuszeństwo Adama wprowadziło śmierć na świat (zob. Rz 3,19). Posłuszeństwo Chrystusa dało człowiekowi nowe życie (zob. Rz 5,14-17).

Syn Boży i zarazem Syn Człowieczy, Jezus zawsze posłuszny Ojcu, pozostał takim również w godzinie największej ciemności. Wyszedł z tej ostatecznej próby zwycięsko.

„Bóg nie odkupił świata mieczem, lecz krzyżem. Jezus umierający wyciąga ramiona. Jest to przede wszystkim znak męki, w której On pozwala się przybić za nas do krzyża, aby dać nam swoje życie. Lecz wyciągnięte ręce są zarazem postawą modlącego się człowieka, pozycją, jaką przybiera kapłan, gdy w modlitwie rozkłada ręce: Jezus przemienił mękę – swoje cierpienie i swoją śmierć – w modlitwę, i w ten sposób przemienił ją w akt miłości do Boga i do ludzi. Dlatego rozłożone ramiona Ukrzyżowanego wyciągają się także do uścisku, którym On przyciąga nas do siebie, pragnie zamknąć w objęciach swej miłości. I tak jest On obrazem Boga żyjącego, samym Bogiem, możemy Mu zaufać”.

Krzyż jest pieczęcią Bożej wierności. Pocałunkiem, który Bóg złożył na czole każdego człowieka. Zadatkiem zbawienia i łaski.

Ilekroć człowiek zadawać będzie sobie pytanie, ile jest wart w oczach Bożych, tylekroć znajdzie odpowiedź w krzyżu z Golgoty. „Jesteś wart w moich oczach – zdaje się mówić Ojciec – tyle, ile warta jest męką i krew Mego Syna, Jezusa”.

Jeśli człowiek będzie pytał Boga, «na ile Ci na mnie zależy?» – krzyż Chrystusa podpowie Mu, jak bezgraniczna jest miłość Boża mu ofiarowana. Odkąd krzyż stanął na Wzgórzu Golgoty i został obmyty niewinną krwią Chrystusa, Bóg inaczej nie patrzy na swe stworzenie, jak przez pryzmat krzyża swego Syna.

Krzyż Chrystusa – Jego wolnym wyborem

Chrystus stał się dobrowolnie męczennikiem miłości. Golgota nie została Mu narzucona. Czytając opis Męki Chrystusa, począwszy już od Ostatniej Wieczerzy i nocnej modlitwy w Ogrójcu, łatwo dostrzeżemy, że Chrystus jest świadomy wszystkiego, co się dzieje, że „nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca” (J 13,1). Postępował jak Dobry Pasterz: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10,14–18).

Z postaci Jezusa bije majestat królewski, synowski, Boży. To nie ludzie zmuszają Go do śmierci krzyżowej. To On sam siebie składa w ofierze przebłagalnej za grzechy świata. Wszystko, co się wydarzyło w mrocznych godzinach Wielkiego Piątku, chociaż zdawało się być triumfem szatana, było świadomym wyborem Jezusa, podyktowanym przeogromną miłością do Ojca i ludzi. Chociaż Jezus wiedział o swej śmierci, trudno doszukać się w Nim jakiegoś uczucia wymuszonej rezygnacji, bezsilności wobec nieuchronności wypadków, ducha fatalizmu. Nie! Jezus jest wolny od wewnętrznego przymusu. Świadczą o tym słowa wypowiedziane do uczniów: „Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie – każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,32–33).

Krzyż był obecny w ziemskim życiu Jezusa niemalże od początku. W Betlejem zarysował się jako skrajne ubóstwo i odrzucenie (zob. Łk 2,7). W ucieczce do Egiptu dopełnił jako prześladowanie (zob. Mt 2,13). W późniejszych latach Jezus doświadczył życia pełnego wyrzeczeń i ubóstwa (zob. Łk 9,58). Był źle osądzany przez przywódców religijnych (zob. Mk 2,16; J 7,30). Przywódcy żydowscy uknuli przeciwko Niemu spisek i szukali sposobności, by Go zgładzić (Mk 14,1). Podobnie i herod chciał Jego śmierci (zob. Łk 13,31).

Jezus liczył się z rzeczywistością krzyża. Zapowiadał swą śmierć ze spokojem i ufnością. W Ewangelii mamy trzy uroczyste zapowiedzi Męki. Jedna z nich przypadła po cudownym rozmnożeniu chleba i wyznaniu Piotra, że Jezus jest Mesjaszem. „Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Potem mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa»” (Łk 9,21–24). Za każdym razem, gdy Chrystus mówił o swej śmierci, spotykał się z oporem ze strony Apostołów. Nie mogli wyobrazić sobie, by krzyż stał się udziałem ich Mistrza. Mateusz pisze, że Chrystus bardzo mocno zganił Piotra, za to, że odwodził Go od myśli o krzyżu. „Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” Mt 16,21–24).

Chrystus nie ukrywał też, że krzyż, w takim lub innym kształcie, stanie się treścią życia Jego uczniów. Ostrzegał przed ucieczką przed krzyżem: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?  Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mk 8,34–37).

Obecność krzyża w życiu i nauczaniu Chrystusa staje się zrozumiała, jeśli odkryjemy jego sens symboliczny, religijny. Chrystus nie ukochał cierpienia dla cierpienia. Krzyża dla krzyża. Ukochał go jako drogę pojednania i przebaczenia. Jako znak miłosierdzia i łaskawości Bożej, która naprawia to, co człowiek zniszczył przez grzech.

Zbawcza moc ukrzyżowanej miłości jest tak wielka, że Paweł Apostoł postanowił „nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2,2). Dlaczego tylko Ukrzyżowany?

„Miłość Boga do nas, której początkiem jest stworzenie, stała się widzialna w tajemnicy krzyża, w owej kenozie Boga, w owym ogołoceniu i upokarzającym uniżeniu Syna Bożego, o którym mówi wspaniały hymn Apostoła Pawła na cześć Chrystusa, zawarty w Liście do Filipian, wysłuchany przez nas jako pierwsze czytanie. Tak, krzyż objawia pełnię Bożej miłości do nas; miłości ukrzyżowanej, która nie ustaje wobec skandalu Wielkiego Piątku, a osiąga swój szczyt w radości zmartwychwstania i wniebowstąpienia i w darze Ducha Świętego, Ducha miłości, którego mocą również dziś wieczór grzechy zostaną odpuszczone i otrzymamy przebaczenie i pokój.

Miłość Boga do człowieka, która w pełni wyraża się na krzyżu, można określić mianem agape, czyli «ofiarnej miłości, która zabiega wyłącznie o dobro drugiego», a także mianem eros”.

Krzyż – Chrystus po naszej stronie

Podczas rozmowy z nuncjuszem na Haiti, abp Bernardito Auza, zapytałem go o to, w jaki sposób ludność tego jednego z najuboższych państw Ameryki Łacińskiej przeżywa tragedię trzęsienia ziemi. Na początku stycznia 2010 roku silne wstrząsy ziemi zniszczyły niemalże całkowicie stolicę kraju, dwa miliony ludzi utraciło dorobek całego swego życia. Wielu z nich żyło w slumsach, w niewyobrażalnej dla Europejczyka nędzy. Trzęsienie ziemi zabrało im także to «niewiele», jakie posiadali. Zabrało im kawałek ziemi i nadzieję, że ich życie może się zmienić.

Poprosiłem o komentarz religijny całej sytuacji. Jak poszkodowani tłumaczą sobie to, co się stało? Jaki jest ich stosunek do Boga po tej tragedii. Wiemy, że tak straszne nieszczęścia sprawiają, iż ludzie szukają wyjaśnienia ich. Pytają o przyczyny ostateczne. O Boga – w całej tej tragedii. Arcybiskup na początku był nieco zmieszany. Zwykle słyszy pytania o rozmiary katastrofy, o to, ilu ludzi przeżyło, co można dla nich zrobić? Kiedy ktoś pyta go o przyczyny, to raczej w kontekście: kto zawinił, że nie ostrzegł mieszkańców, dlaczego przez wiele dni nie funkcjonowały żadne służby państwowe?…

Ale arcybiskup Bernardito Auza nie uchylił się od tego pytania. Po chwili powiedział, że Haitańczycy mają gorącą, wręcz żywiołową wiarę. Potrafią się modlić, śpiewać, świętować. Nie oskarżają nikogo, zwłaszcza Pana Boga o to, co się stało. Są przyzwyczajeni do bardzo trudnych warunków życia. Cierpienie ich nie przeraża i nie osłabia wiary.

Nuncjusz przytoczył pewien znamienny fakt. Tuż po katastrofie jeden z dziennikarzy amerykańskich zagadnął kobietę stojącą pośrodku ruin katedry. Z kościoła nie pozostało prawie nic. Zapytał ją: „Gdzie jest Bóg?” Kobieta odpowiedziała mu wskazując na duży krucyfiks, jedyny, który ocalał bez najmniejszego śladu draśnięcia, uszkodzenia: „On jest tutaj. Cierpi razem z nami”.

Patrząc na każdy krzyż, możemy powtórzyć to samo, co ta mądra kobieta. On jest tutaj. Pośrodku naszego cierpienia, niepewności, obaw, zwątpień, nadziei. On – Syn Boży, stał się prawdziwym człowiekiem i nie uchylił swych ramion od krzyża.

Każdy może w Jego krzyżu odnaleźć cząstkę siebie samego. Jego krzyż jest wielką mozaiką naszych mniejszych krzyży.

Chrystus nie pozostał obojętny wobec oceanu cierpienia na ziemi. Wszedł w niego i dał cierpiącym nadzieję. Dlatego tak ważna jest obecność krzyża nad szpitalnym łóżkiem, w hospicjum, czy w domu spokojnej starości. „Chrystus na zło odpowiedział nie złem, lecz dobrem, swoją nieskończoną miłością. Krew Chrystusa jest rękojmią wiernej miłości Boga do ludzkości. Patrząc na rany Ukrzyżowanego, każdy człowiek, nawet w warunkach największej nędzy moralnej, może powiedzieć: «Bóg mnie nie opuścił, kocha mnie, oddał za mnie życie, i to pozwala mu odzyskać nadzieję»”6.

Chrystus niewiele mówił o cierpieniu, o jego sensie, przydatności do czegokolwiek. On je przeżył. On go doświadczył. On stał się cierpiący, jak miliony cierpiących na ziemi.

„On wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich. Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć. Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi, i w śmierci swej był na równi z bogaczem, chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy i w Jego ustach kłamstwo nie postało. Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie. Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz za to, że siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami” (Iz 53,2–12).

 

{xtypo_info}Tak było w zeszłym roku (kliknij){/xtypo_info}

 

 

Komentarze  

 
#1 pozdrowienia z Radzyniaelżbieta 2010-08-05 10:27
Chociaż nie maszeruję na szlaku to myślami i całym sercem jestem z Wami.Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie a szczególnie braci:Pawła,Adama,Łukasza i Józefa oraz siostrę Asię i Gosię.Jestem z wami wszystkimi niech Panienka czuwa nad wami przez wszystkie dni pielgrzymowania.Szczęść Boże
 

Zaloguj się, aby dodać komentarz. Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się.

noimage
Sprzedam Choinki
czwartek, 12 grudnia 2024
noimage
żywe choinki Radzyń Podlaski
niedziela, 08 grudnia 2024
noimage
Fotele stolik szklany
sobota, 21 grudnia 2024