
Komentarze
- Mamy to! 300 tysięcy na Orlęta!
Czas na modernizację stadionu miejskiego w Radzyniu Podlaskim!!! Zadaszoną główną trybunę wraz z szt...
- sportek - Spotkajmy się nad Białką 2025!
Może niech przy okazji zarządzający wykonawcami robót na ul. Partyzantów weźmie udział w tej akcji. ...
- epemil190 - Mamy 160 tysięcy na program Senior+
gdzie powołano spółkę która podobne pieniążki przytuliła dla grupy 15 seniorów,a pozostałe stowarzys...
- FOX58 - Oszust zatrzymany przez kryminalnych, gdy przejech...
pokłosie burdelu na wschodzie -dzwonią ukraińcy z kraju który nie funkcjonuje. Inaczej by to czyścil...
- winiek - Pozytywna ocena formalna „Szwajcara”
Myślę że to odpowiedni moment, aby uzyskać środki na budowę takiego centrum. Środki zarówno krajowe ...
- eSPe
Zaczynają się prawdziwe emocje, czyli Dziennik Malkontenta, odc. 14 |
Sebastian Markiewicz | |||
sobota, 26 czerwca 2021 13:21 | |||
Otóż od nowego sezonu znika zasada, że bramki na wyjeździe liczą się podwójnie. Postulowałem to od dawna, a od czasu, gdy mecze zaczęły być rozgrywane bez publiczności, jeszcze silniej. Oficjalnie wprowadzono tę zasadę po to, by ograniczyć ilość dogrywek i rzutów karnych. Myślę jednak, że w przeszłości niebagatelne znaczenie miał też fakt, że drużynie grającej na wyjeździe rzeczywiście grało się ciężej. Przypomnijmy sobie choćby stadiony angielskie sprzed trzydziestu lat, gdzie „sympatycy futbolu” byli tak blisko linii bocznych i końcowych, że mogli gilgotać bramkarza po plecach, a jak ktoś wybijał rzut rożny, to tylko bez rozbiegu, bo mu nogę podstawiali. Nie było to bez znaczenia dla komfortu gdy drużyny przyjezdnej. Nie wiem jak w innych krajach, ale za moich czasów i gdy w drużynach młodzieżowych argumentów za takim rozwiązaniem było więcej. Grywało się na przykład na boisku Ogrodnika Zakroczym, gdzie stara Paduchowa zwykła wypasać przed meczami krowę, tak więc drużyna miejscowa wiedziała mniej więcej, jak rozłożone są krowie placki i rozmyślnie atakowała tamtą stroną. Na stadionie Kryzysu Wólka Mlądzka państwo Tchórzewscy zrywali koniczynę w określonych sektorach boiska, powstawały nierówności znane miejscowym, którzy trenowali tam na co dzień. Należy jeszcze dodać, że wtedy (nie wiem, jak jest teraz) sędzia zazwyczaj gwizdał dla drużyny miejscowej, bo zarówno on, jak drużyna przyjezdna witani byli hasłem „przyjechali, nie wyjadą”, toteż dla własnego bezpieczeństwa czasem lepiej było rzeczywiście nie wygrywać, a jeżeli różnica między drużynami była zanadto widoczna, to dać gospodarzom tę honorową bramkę. Myślę, że zmieniło się to od czasu, gdy każdy każdego może nagrać. Kiedyś takich możliwości nie było. W dzisiejszych czasach, gdy boiska są równe jak stół, publiczność daleko od zawodników, a ci ostatni mają świadomość, że tak czy owak ich poczynania śledzą kamery (oczywiście na odpowiednim poziomie rozgrywek, ale póki co zasada zostaje zniesiona w rozgrywkach organizowanych przez UEFA, jeżeli ktoś wie coś na temat tego, czy PZPN się też musi do tego stosować, proszę o komentarze pod tekstem), toteż powinno im być wszystko jedno, gdzie grają. Wracając do Euro i dzisiejszych meczów – nie wiem, dlaczego bukmacherzy za zdecydowanego faworyta uważają Danię. Ja będę przekorny i postawię 1:1 (0:0), ale po dogrywce i ewentualnych karnych awansuje Walia. W meczu Włochów z Austrią niespodzianek nie będzie. Spokojne 2:0 (1:0) dla Italii.
Sebastian Markiewicz
|
Komentarze
A i zamiast myśleć o kupie krowy, zalecam przemyślenia na temat podróży w tysiącach km między krajami, a nie krowami.
Jednak bilans "w domu" jest o wiele lepszy dla 90% drużyn i nikt na odchodach tam nie kopie piłki malkontencie.