Komentarze
- Od 2 stycznia pojedziemy PKS-em na pociąg!
Pociągi ułożone pod pociągi IC, tymi pewnie jeździ najwięcej ludzi. Jest jeszcze Polregio o 5:26 jad...
- Radzio - Skusił się na ledową lampę błyskową. Wpadł, bo nag...
i znowu kropeczki zaraz sprawdzę jakich to słów nie można pisać: kocham radzyn (...)
- pioter - Skusił się na ledową lampę błyskową. Wpadł, bo nag...
nie wiem czy przedmówcy chodziło o stronę (...) to trzeba wpisać w miejsce trzech kropek.
- pioter - Skusił się na ledową lampę błyskową. Wpadł, bo nag...
https://(...).pl/112-powiat/90 72-skusil-sie-na-ledowa-lampe- blyskowa-wpadl-bo-nagral-sie-n a-monit...
- pioter - Skusił się na ledową lampę błyskową. Wpadł, bo nag...
przez ogólnopolskie i regionalne portale przeleciał ten news 15 grudnia. nawet na stornie kochającyc...
- Paolo Borsellino
07.08.2010 - Wielgie - Małyszyn |
Mariusz Szczygieł | |||
sobota, 07 sierpnia 2010 13:52 | |||
Coraz dalej od Radzynia, ale... coraz bliżej do Jasnej Góry. Kolejne kilometry umykają pod stopami, a droga staje się coraz trudniejsza. Dzisiejszą noc radzyńscy pątnicy spędzą w Małyszynie. Małyszyn to mała wioska na trasie, mała, ale gościnna- jak dowiadujemy się od pielgrzymów, którzy tam nocowali. Mieszkańcy udostępniają pątnikom pole namiotowe, zapraszają też na nocleg do swoich domów. Apel odbywa się na boisku przed miejscową szkołą. Na zdjęciu: 11:38 - Nasz przewodnik działa nie tylko na froncie duchowym :)
KonferencjaPrzykazanie miłości Miłość jest postawą, dzięki której człowiek może być sobą. Tylko ona nadaje sens jego życiu. Bóg, który jest miłością, uczynił z niej najważniejsze przykazanie. Każdy, kto należał do Narodu Wybranego, powtarzał codziennie nakaz Tory: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu” (Pwt 6,4–7). Chrystus potwierdził, że jest to pierwsze i największe przykazanie (zob. Mt 22,37). Jednocześnie je wzmocnił. Podczas Ostatniej Wieczerzy ofiarował swoim uczniom przykazanie nowe, aby się wzajemnie miłowali, tak, jak On ich umiłował (J 15,12). Tak więc chrześcijaństwo jest religią, w której miłość Boga i bliźniego stanowi najważniejszą normę postępowania i sens życia. Będziesz miłował Boga z całego serca Jezus często wdawał się w rozmowy z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Zdawali Mu pytania dotyczące najważniejszych kwestii Prawa. On odpowiadał im, jak ten, który posiada mądrość Bożą. Stanowczo, jasno. Czasami uchylał się od odpowiedzi, gdy widział ich przebiegłe dążenie do skompromitowania Go w oczach innych słuchaczy, złą wolę lub postęp. Kiedy jednak dostrzegał w nich prawdziwe dążenie do prawdy, pragnienie rozwiania wątpliwości lub rozstrzygnięcia zawiłej kwestii, Jezus chętnie udzielał odpowiedzi. Tak było i wtedy, gdy jeden z uczonych w Piśmie zadał Mu pytanie o najważniejsze przykazanie. Ewangelista Marek opowiada, że „zbliżył się jeden z uczonych w Piśmie, który im się przysłuchiwał, gdy rozprawiali ze sobą. Widząc, że Jezus dobrze im odpowiedział, zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?» Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych». Rzekł Mu uczony w Piśmie: «Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą, i miłować bliźniego jak siebie samego, daleko więcej znaczy, niż wszystkie całopalenia i ofiary». Jezus widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: «Niedaleko jesteś od królestwa Bożego». I nikt już nie odważył się więcej Go pytać” (Mk 12,28–34). Pytanie uczonego w Piśmie nie było niezasadne. Poznając Torę, poznał jednocześnie wiele nakazów i zakazów, które obowiązywały pobożnego i wiernego Izraelitę. Nie tylko przeciętny wyznawca wiary w Jedynego Boga, ale także ktoś, kto – można by rzec – „profesjonalnie” zajmował się prawdami wiary i zasadami postępowania w Narodzie Wybranym, mógł czuć się zdezorientowany, zagubiony, wśród drobiazgowych unormowań, licznych przepisów kultycznych, rytualnych, moralnych i społecznych. Dekalog był tylko niewielką cząstką prawodawstwa, które zawierało się w Torze. Z pewnością też w Izraelu wielu rabinów akcentowało własny punkt widzenia. Ucząc swych uczniów, zwracali szczególną uwagę na taki, bądź inny przepis prawny. To również mogło budzić niepokój. Które przykazanie jest najważniejsze? Jaki klucz zastosować, by zhierarchizować właściwie Boże zarządzenia? Co zrobić, by nie stracić sprzed oczu istoty Prawa, w gąszczu szczegółowych przepisów? Które przykazanie jest najważniejsze? Jezus nie wahał się udzielić jasnej i krótkiej odpowiedzi. Cytując Torę przypomniał: „Szema Izrael…. Będziesz miłował Pana, Boga swego”. I dodał, w jaki sposób należy kochać: „całym sercem, całą duszą, całym umysłem, ze wszystkich sił”. Chrystus przypomniał, że samemu Bogu należy się miłość człowieka. Dopełnieniem tej stanowczej wypowiedzi Chrystusa, który mówił, że Bóg ma prawo być największą miłością człowieka, są słowa, jakie zanotował św. Mateusz: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej, niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej, niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37). Być może, słowa te z pozoru wydają się nam nie do przyjęcia. Jawią się jako zbyt mocne, zaborcze, przesadzone. W rzeczywistości, Jezus nie jest zaborczy i nie przekreśla wartości miłości do najbliższych. Nie domaga się niszczenia więzi małżeńskich lub rodzinnych. To żądanie jest radykalne, ale realne. Mamy kochać przede wszystkim Boga i Chrystusa. On ma być kimś najważniejszym dla nas. Największą miłością naszego życia. Czy miłość ta wyklucza zdolność kochania innych osób? Z pewnością nie. Czy przeszkadza kochać najbliższych? Także nie, przeciwnie. Największa miłość ofiarowana Bogu oczyszcza nasze serca i uzdalnia je do prawdziwej miłości bliźnich. Miłość do Boga nie pozbawia nas zdolności kochania bliźnich. Bywa, że ślepa miłość do bliźnich pozbawia nas miłości do Boga, ale nie odwrotnie. Największym dowodem na to, że miłość do Boga nie stanowi przekreślenia i wyrzeczenia się miłości do innych osób, jest miłość samego Chrystusa. Kochał Ojca i przejawiał swą miłość ku Niemu w całkowitym posłuszeństwie Jego woli. Miłość ta, chociaż wypełniała całe serce Chrystusa, nie zamknęła Go na ludzi. Przeciwnie. Jeszcze bardziej inspirowała Jego oddanie się sprawie zbawienia każdego człowieka. „Życie Jezusa było ukierunkowane dwojako – na Ojca i na ludzi. W Piśmie Świętym poznajemy Go jako osobę, która się modli, spędza całe noce na rozmowie z Ojcem. Modląc się, włączył On swoje człowieczeństwo oraz człowieczeństwo nas wszystkich w synowską relację z Ojcem. Ten dialog stawał się następnie zawsze nowym posłaniem do świata, do nas. Misja prowadziła Go do czystego i niepodzielnego oddania się ludziom. W świadectwach zawartych w Piśmie Świętym zauważamy, że nie ma w Jego życiu ani jednej chwili, w której w Jego postępowaniu wobec ludzi można by zauważyć jakiś ślad osobistego interesu lub egoizmu. Jezus kochał ludzi w Ojcu, począwszy od Ojca – i tak kochał ich w tym, czym rzeczywiście są: w ich prawdziwej istocie, w ich rzeczywistości”. To, że prawdziwa miłość do Boga nie jest przeciwna miłości względem bliźniego, potwierdza również historia Maryi z Nazaretu. Ona również ukochała Boga miłością jedyną, wyłączną, największą, na jaką było Ją stać. I miłość ta nie odizolowała Jej od problemów zwyczajnego życia i ludzi. Kochała Boga i w Bogu kochała ludzi. Ta miłość do ludzi zdaje się wypływać z nieskończonej miłości do Boga. Skoro tylko dokonało się zwiastowanie – Maryja udała się z pośpiechem do swej krewnej Elżbiety, by jej pomagać. Miłość Boga uczyniła Ją jeszcze bardziej wrażliwą na miłość do bliźnich, zwłaszcza w potrzebie. Ta miłość sprawiła, że w Kanie Galilejskiej Maryja nie pozostała obojętna na trudną sytuację, w jakiej znaleźli się nowożeńcy i poprosiła Syna o interwencję. Mamy zatem kochać Boga nade wszystko. Tylko On jest godzien być pierwszą i najważniejszą miłością ludzkiego serca. Jednocześnie pamiętajmy, że szczerze kochając Boga, będziemy stawali się gotowi do miłości względem bliźnich. Jezus z naciskiem podkreśla totalny charakter miłości do Boga. Trzeba Go kochać całym sercem, całym umysłem, całą wolą. Bóg nie godzi się na to, aby być jednym z wielu przedmiotów naszej miłości. Nie można postawić Go wśród wielu naszych miłości. Tylko On! Bóg „nie znosi konkurencji” w miłości – nie dlatego, że to dotykałoby Jego dumy, ale dlatego, że uwłaczałoby prawdzie. Bóg jest kimś niezwykłym. Jedynym. Wyjątkowym. Tylko On jest Bogiem. Nie można więc Go do nikogo i niczego porównywać, ustawiać w szeregu z innymi osobami lub rzeczami. Nie można też ofiarować mu cząstki swego zainteresowania, miłości i czci. Byłoby to potraktowaniem Go tak, jak na to nie zasługuje. To tak, jakby pomieszać złoto z plewami, a rzeczy małowartościowe trzymać w sejfie wraz z bezcennymi. Nie można miłować Boga mniej, niż na to zasługuje, ze względu na to, kim dla nas jest. Jeśli więc Bóg jest kimś większym dla nas od ojca, matki, brata lub siostry, to zrozumiałe staje się, że nawet miłość do tych najbliższych nam osób musi ustąpić miłości do Niego. Jest to kwestia hierarchii miłości, opartej na prawdzie o tych, których kochamy. Jedność miłości W nauczaniu Chrystusa dokonało się nierozerwalne powiązanie miłości Boga i bliźniego. I to nie tylko w odwołaniu do sformułowania, jakie znalazło się w Księdze Powtórzonego Prawa. Zjednoczenie – a nie oddzielenie lub nawet przeciwstawienie – dwóch miłości znalazło swój wyraz w życiu samego Chrystusa. On sam doskonale godził miłość do Ojca z miłością do ludzi. Sprawy Ojca i sprawy ludzi były dla Niego równie ważne i pilne. Posłuszny Ojcu, niósł światło Dobrej Nowiny ludziom potrzebującym Go. Ale nie odbywało się to kosztem Jego relacji z Ojcem. To ważna wskazówka dla wszystkich uczniów Chrystusa, którzy pragną kochać Boga i żyć miłością do ludzi. Chrystus uczy, że można pogodzić obie miłości. Nie są one w żaden sposób konkurencyjne wobec siebie. Wierność jednej miłości nie musi oznaczać zdrady drugiej. Kto kocha Boga i ofiarowuje Mu pierwsze miejsce w swoim sercu, jest jednocześnie zdolny do tego, by kochać bliźniego tak, jak na to zasługuje. Więcej: miłość do Boga nadaje właściwe wymiary miłości do ludzi. Pomaga, a nie zakłóca naszą relację z bliźnimi. Mówiąc o tym przedziwnym dopełnianiu się miłości Bożej i bliźniego, trzeba przywołać jeszcze jeden, wielce pouczający fragment z Ewangelii św. Mateusza. Chrystus podał swoim uczniom kryteria Sądu Ostatecznego. Z pewnością temat ten żywo interesował Apostołów i innych słuchaczy Jezusa. Jak Bóg będzie nas sądził? Co weźmie pod uwagę? Jakie kryterium stanie się dla Niego najważniejsze? Jezus dał odpowiedź na te niepokojące pytania w profetycznej wizji Sądu Ostatecznego, który dokona się w godzinie powrotu Syna Człowieczego na ziemię. Uczył: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25,31–46). Komentując ten fragment Ewangelii, Benedykt XVI zwrócił uwagę na to, że Chrystus czyni miłość do Boga konkretnym gestem. Miłość Boga i bliźniego w Chrystusie stają się jedno. W każdym człowieku spotykamy Chrystusa, a w Nim spotykamy człowieka. Przestaje ona być czymś abstrakcyjnym, trudnym do sprecyzowania, nieokreślonym. „Nie sposób nie wspomnieć tu poruszającej karty Ewangelii, na której św. Mateusz opisuje ostateczne spotkanie z Panem. Tego dnia – jak mówi sam Jezus – Sędzia świata zapyta nas, czy za życia daliśmy jeść głodnemu i pić spragnionemu, czy ugościliśmy przybysza i czy okazaliśmy serce potrzebującemu. Jednym słowem, na Sądzie ostatecznym Bóg zapyta nas, czy kochaliśmy, ale nie abstrakcyjnie, lecz konkretnie, naszymi czynami (Mt 25,31–46). Zawsze kiedy na nowo czytam te wersety, moje serce ogarnia wzruszenie na myśl, że Jezus, Syn Człowieczy i ostateczny Sędzia, nas w tym wyprzedza: sam staje się człowiekiem, staje się ubogi i spragniony, na koniec przygarnia nas do swego Serca. W ten sposób Bóg czyni to, czego sam od nas oczekuje: abyśmy byli otwarci na innych i żyli miłością, okazując ją nie słowami, a czynami. Na końcu życia, jak mawiał św. Jan od Krzyża, będziemy sądzeni z miłości”. Bóg w Chrystusie utożsamia się z bliźnimi, przezwyciężając podział między miłością do Boga i ludzi. Uczynił je nierozłącznymi. W ten sposób pozwala niejako siebie „dotknąć”, tak, jak pozwolił siebie dotknąć w tajemnicy wcielenia Syna Bożego. Chrystus przychodząc na świat sprawił, że Bóg stał się kimś bliskim, konkretnym, Emanuelem. „Wszystko, czego nas uczą Prawo i prorocy, streszczone jest – mówi – w prostym słowie: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swym sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. (…) Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego» (Mt 22,37–39). W tym zawiera się wszystko – cała wiara sprowadza się do tego jedynego aktu miłości, obejmującego Boga i ludzi. Jednak natychmiast pojawiają się pytania: jak możemy kochać Boga całym naszym umysłem, naszą myślą, skoro trudno nam znaleźć Go za pomocą naszego umysłu, naszej myśli? Jak kochać Go całym naszym sercem i duszą, jeśli to serce potrafi dostrzec Go jedynie z daleka, a widzi w świecie tak wiele sprzeczności, które przesłaniają nam Jego oblicze? I tutaj spotykają się dwa sposoby, na jakie «Pan krótkim uczynił swe Słowo». On już nie jest daleko. Nie jest już nieznany. Nie jest już nieosiągalny dla naszego serca. Dla nas stał się dzieckiem i tak usunął wszelką dwuznaczność. Stał się naszym bliźnim, uzdrawiając w ten sposób także obraz człowieka, który często jawi się nam tak mało pociągający. Bóg stał się dla nas darem. Ofiarował samego siebie”. Podając kryteria Sądu Ostatecznego, Chrystus uwalnia miłość do Boga z pęt nieokreśloności, abstrakcji, nadając jej konkretny kształt. W świetle słów Chrystusa, każdy kto kocha Boga, jednocześnie kocha człowieka. Kryteria Sądu ostatecznego (będziemy sądzeni z miłości, do której Bóg daje nam sposobność i która pozwala siebie dosięgnąć), są proste a zarazem wymagające. Proste – gdyż wiemy już, w jaki sposób możemy kochać Boga. Proste – gdyż każdy z nas może im sprostać. Proste – gdyż możemy służyć niewidzialnemu Bogu, będąc pewni Jego obecności. Proste – gdyż wymagane gesty miłości nie są trudne. Kryteria Sądu są wymagające, gdyż w ich świetle nie da się sprowadzić miłości do Boga jedynie do aktów kultu, egzaltacji uczuciowej o religijnym charakterze, czy też zapewnień o miłości. Probierz miłości Bożej jest konkretny. Chrystus podaje miarę konkretną, która czyni miłość prawdziwie wymierną. Przykazanie nowe Benedykt XVI przypomniał w jednym ze swych wystąpień, że „Jezus nie przyszedł, by nas nauczyć filozofii, ale wskazać nam drogę, jedyną wręcz drogę, która wiedzie do życia. Tą drogą jest miłość, która jest wyrazem prawdziwej wiary. Jeśli ktoś miłuje bliźniego czystym i wielkodusznym sercem, znaczy, że naprawdę zna Boga. Jeśli jednak ktoś mówi, że ma wiarę, ale nie miłuje braci, nie jest prawdziwym wierzącym. Bóg nie mieszka w nim”. Podczas Ostatniej Wieczerzy Chrystus, żegnając się ze swymi uczniami, pozostawił im duchowy testament. Powiedział: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13,34). W swej mowie pożegnalnej powrócił do tego nakazu, rozbudowując go. „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15,12–17). Na czym polega nowość przykazania Jezusa, jeśli obowiązywało ono naród Wybrany w Starym Przymierzu? Czy już w Księdze Kapłańskiej nie napisano: „Kochaj swego bliźniego jak samego siebie”(Kpł 19,18)? Z pewnością pobożni Żydzi, uczeni w Piśmie i faryzeusze, znali to przykazanie, nauczali go i zachęcali do praktykowania. „Na czym polega nowość, do której nawiązuje Jezus? Polega na tym, że nie zadowala się On powtarzaniem tego, czego domagał się już Stary Testament i co czytamy również w innych Ewangeliach: «Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego» (Kpł 19,18; por. Mt 22,37–39; Mk 12,29–31; Łk 10,27). W starym przykazaniu kryterium normatywne stanowił człowiek («jak siebie samego»), natomiast w przykazaniu przytoczonym przez Jana, Jezus jako motyw i normę naszej miłości podaje swoją własną osobę: «tak, jak Ja was umiłowałem». W ten sposób miłość staje się naprawdę chrześcijańska, zawiera w sobie nowość chrześcijaństwa: zarówno w tym sensie, że musi obejmować wszystkich bez różnicy, jak i przede wszystkim dlatego, że musi być miłością posunięta do ostatecznych konsekwencji, nie mając innej miary, jak być bez miary. Wspomniane słowa Jezusa: «tak, jak ja was umiłowałem», mobilizują nas i jednocześnie niepokoją. Stanowią chrystologiczną metę, która może się wydawać nieosiągalna, ale zarazem są bodźcem, który nie pozwala nam zadowolić się tym, co zdołaliśmy zrealizować. Nie pozwala nam być zadowolonymi z tego, jakimi jesteśmy, ale mobilizuje nas do wytrwałego zmierzania do tego celu. We wspaniałej lekturze duchowej, jaką jest mała książeczka z późnego średniowiecza, zatytułowana O naśladowaniu Chrystusa, czytamy na ten temat: «szlachetna miłość Jezusa przynagla do wielkich czynów i coraz doskonalszych dzieł. Miłość w górę się wznosi i przyziemnymi rzeczami wiązać się nie daje. Chce być swobodna i wolna od wszelkiego nieuporządkowanego pożądania (…) Miłość poczęła się w Bogu i jedynie w Nim może się nasycić i spocząć. Kto kocha – leci, biegnie i raduje się; wolny jest i nic go nie więzi. Daje wszystko za wszystko i na wszystko we wszystkim, bo trwa w najwyższym, skąd wszelkie dobro wypływa i pochodzi» (Księga III, rozdz. V). Czyż może być lepszy komentarz do «przykazania nowego», o którym mówi Jan?”. Tak więc, powtórzmy, nowość przykazania miłości bliźniego polega przede wszystkim na tym, że jego granicę zakreśla sam Jezus. Chrześcijanin ma kochać bliźnich w nowy sposób, stosując nową miarę – a jest nią bezmierna miłość Pana. Miłość ta nie czyni wyjątków, w świetle jej prawa nawet wrogowie są godni miana bliźnich, a więc zarazem i miłości. Jest to miłość bezinteresowna, która nie szuka osobistych korzyści, lecz kieruje się zasadą troski o dobro bliźniego. Jest to miłość nadprzyrodzona – taka, której człowiek sam z siebie nie jest w stanie sprostać. Ludzkimi siłami – niemożliwa. Słowa Chrystusa: „tak, jak Ja was umiłowałem” możemy odczytać jako sugestię, że miłość nowa, na sposób Boży, nie jest możliwa do osiągnięcia ludzkimi siłami. Ale Chrystus, oprócz przykazania i przykładu jego wypełnienia, dał nam obietnicę, że przemieni swoich uczniów, których „nie zostawi sierotami” (J 14,18) mocą swego Ducha – Ducha Świętego. Wtedy spełni się obietnica dana przez proroka Ezechiela: „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36,26–27). O tym również prorokował Jeremiasz: „Oto nadchodzą dni – wyrocznia Pana – kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą – wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach – wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem, od najmniejszego do największego, poznają Mnie – wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał” (Jer 31,31–34). Jest to miłość, która nie ucieka przed krzyżem. Przeciwnie – wyrasta w jego cieniu i nieraz rodzi cierpienie. To miłość okupiona sobą, chroniąca przed cierpieniem tych, których kochamy. Najlepiej scharakteryzował tę miłość apostoł Paweł: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie” (1 Kor 13,4–8). „Miłość jest istotą samego Boga, jest sensem stworzenia i historii, jest światłem, które przydaje dobra i piękna istnieniu każdego człowieka. Jednocześnie miłość jest – jeśli tak można powiedzieć – «stylem» Boga i człowieka wierzącego, jest postawą tego, kto odpowiadając na miłość Boga, czyni ze swego życia dar dla Boga i dla bliźniego. W Jezusie Chrystusie te dwa aspekty tworzą doskonałą jedność: On jest Miłością wcieloną. Ta Miłość została nam objawiona w sposób pełny w Chrystusie ukrzyżowanym. Patrząc na Niego, możemy wyznać za apostołem Janem: «Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam» (1 J 4,16; enc. Deus caritas est,1)”. Winny krzew i latorośle Miłość Boga i zrodzona z niej miłość bliźniego stanowi cechę wyróżniającą chrześcijanina. Jest syntezą całego życia wiary ucznia Chrystusa: tego, w co wierzy i co czyni. Kto kocha, jest blisko Boga – nawet, jeśli nie znałby Go dostatecznie. Bez miłości nie można mówić o życiu ani w pełni ludzkim, ani – tym bardziej – o życiu prawdziwie chrześcijańskim. W jaki sposób można wypełnić nowe przykazanie Jezusa? Jak pozostać wiernym zobowiązaniu miłości, którą Chrystus zostawił nam jako swój testament? Po części odpowiedzieliśmy na te pytania, przywołując Trzecią Osobę Trójcy Świętej – Ducha Świętego. Można wypełnić przykazanie miłości Boga i bliźniego, do czego Jezus zobowiązuje swoich uczniów i przyjaciół, tylko posłusznie poddając się działaniu i natchnieniom Ducha Świętego. To On stanowi wewnętrzną siłę nadprzyrodzonej miłości w człowieku. On mobilizuje do heroicznej wierności nowemu przykazaniu. Pomaga w życiu codziennym znaleźć sposoby wyrażania miłości do bliźnich. On jest natchnieniem do dobra. Jak zaświadcza Apostoł Paweł, miłość jest owocem Ducha (Ga 5,22) i tylko przez Niego „rozlana jest w sercach naszych” (Rz 5,5). On też nieustannie nas napomina: „Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,8–10). Chrystus podczas pożegnania z uczniami w Wieczerniku, tuż przed przekazaniem im nowego przykazania miłości, zachęcił ich do trwania z Nim w jedności. Mówił o ścisłej jedności, jakiej pragnie pomiędzy sobą a tymi, którzy Mu uwierzą. „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie, jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15,1–6). Trwanie w Chrystusie, zjednoczenie z Chrystusem, oznacza komunię z Nim, która obdarza człowieka wierzącego łaską uświęcającą. Oznacza również trwanie w Kościele, którego On sam Jest mistyczną głową i któremu zostawił źródła niewyczerpanej łaski – sakramenty święte. One udzielają nam mocy, by prawdziwie kochać Boga i bliźnich. One stanowią źródło łaski Bożej, która pozwala nam pokonywać ludzkie ograniczenia i słabości, lęki i zwątpienia na drodze miłości. Trwać w Chrystusie, to podzielać Jego sposób myślenia i wartościowania. Patrzeć na świat Jego oczyma. Kochać, jak On kochał. Trwać w Kościele, to nic innego, jak czerpać z mocy Chrystusa, którą On sam dzieli się ze wspólnotą swoich uczniów. A wszystko to razem: posłuszeństwo Duchowi Świętemu, zjednoczenie z Chrystusem w Jego Kościele – uzdalnia do przynoszenia dobrych owoców. RozmyślanieCały wysiłek podążania do ziemi obiecanej, czyli do spotkania się z Bogiem, jest potrzebny po to, by człowiek odkrył w sobie swoją małość i niewystarczalność oraz otworzył się na darmowość, na to, by zostać obdarowanym przez Boga. Wejście do Ziemi Obiecanej pozwalało korzystać z różnego rodzaju dóbr, których Izrael sam nie wypracował, a które otrzymał za darmo, często nawet jako zabrane dotychczasowym właścicielom. Jest to doświadczenie, które ma wprowadzić człowieka w postawę dyspozycyjności i gotowości służenia zarówno tym, co jest w jego posiadaniu, jak i całym swoim życiem. Kiedy Izraelici zaczną już korzystać z plonów wypracowanych przez siebie w Ziemi Obiecanej, Bóg będzie im polecał, aby dobra tej ziemi służyły nie tylko im samym, ale także innym – potrzebującym, ubogim i przybyszom. Dzięki temu wszyscy będą mogli być nasyceni, zaspokojeni: Kiedy żąć będziecie zboże ziemi waszej, nie będziesz żął aż do samego skraju pola i nie będziesz zbierał kłosów pozostałych na polu. Nie będziesz ogołacał winnicy i nie będziesz zbierał tego, co spadło na ziemię w winnicy. Zostawisz to dla ubogiego i dla przybysza. Ja jestem Pan, Bóg wasz! (Kpł 19,9-10). Takie postępowanie stanowiło jeden z przejawów pojmowania własności nie w sensie absolutnym i wyłącznym (gdzie człowiek czyni siebie panem), lecz jako danej do dyspozycji, aby nią służyć i samemu doświadczać dobra, błogosławieństwa. Wymiarem i wyrazem społecznym przemiany serca i niejako potwierdzeniem tego, że ktoś wszedł do ziemi obiecanej i w niej żyje, będzie właśnie to, że żyje nie dla siebie. To wyrażały takie praktyki, jak zostawianie czegoś na polu czy w winnicy, dzielenie się z ubogimi itp. To wszystko świadczyło, że nikt w Ziemi Obiecanej nie uważał siebie za absolutnego pana i właściciela dóbr. Mając coś jako swoje, zawsze był gotów dzielić się z innymi. Tego rodzaju styl życia wynikał z głębokiego doświadczenia daru oraz przekonania, że ziemi obiecanej, czyli daru nowego życia, nikt nie zdobył i nie zdobywa sam. Nie jest to owoc tylko wysiłku człowieka, ale jest to dar – spełnienie obietnicy. Naturalnie przy współpracy człowieka, ale przede wszystkim dar, właśnie dar wewnętrznej przemiany. Bardzo istotną rzeczą jest przejście z mentalności posiadania własności do mentalności korzystania z własności pod ręką i władzą Pana Boga, a więc także z uwzględnieniem potrzeb bliźnich. Wzięcie w posiadanie ziemi obiecanej jest jednocześnie uznaniem, że Panem jest Bóg – i to nie tylko daru, czyli ziemi obiecanej, ale także całego życia tego, kto został obdarowany. Przyjęcie daru oznacza uznanie pełnej zależności od Pana Boga. Oczywiście dokonuje się to w wolności ze strony człowieka, który akceptuje ten dar i dobrowolnie uznaje Boga za jedynego Pana całego swego życia. Kolejnym przejawem życia w Ziemi Obiecanej jest darowanie długów, które było związane z jubileuszami. To darowanie długów obejmowało także przywrócenie wolności tym, którzy popadli w niewolę. Mojżesz w związku z tym polecał: Pod koniec siódmego roku przeprowadzisz darowanie długów. Na tym będzie polegało darowanie długów: każdy wierzyciel daruje pożyczkę udzieloną bliźniemu, nie będzie się domagał zwrotu od bliźniego lub swego brata, ponieważ ogłoszone jest darowanie ku czci Pana (Pwt 15,1-3). Jeśli się tobie sprzeda brat twój, Hebrajczyk lub Hebrajka, będzie niewolnikiem przez sześć lat. W siódmym roku wolnym go wypuścisz od siebie. Uwalniając go, nie pozwolisz mu odejść z pustymi rękami. Podarujesz mu cośkolwiek z twego drobnego bydła, klepiska i tłoczni. Dasz mu coś z tego, w czym Pan, Bóg twój, tobie pobłogosławił. Przypomnisz sobie, żeś był niewolnikiem w ziemi egipskiej i wybawił cię Pan, Bóg twój. Dlatego ci daję dzisiaj ten nakaz (Pwt 15,12-15). Ogłaszanie roku jubileuszowego było Bożym nakazem dla Izraela. Jego nastanie ogłaszano dęciem w róg w całym kraju. Był to rok obwieszczania dobrej nowiny dla wszystkich, którzy utracili własność osobistą i rodzinne posiadłości. Zadłużeni najemnicy odzyskiwali wolność i niezależność osobistą. Zubożałe rodziny odzyskiwały prawo do utraconego majątku rodzinnego. Uogólniając – był to rok radości z powodu odzyskania wolności i własności. Był to również czas odpoczynku od pracy i walki o przetrwanie. Także ziemia nie była uprawiana, gdyż miała rok odpoczynku. Rok ten oznaczał życie na Boży rachunek. To Bóg, twórca historii swego ludu, obiecuje zatroszczyć się o zapasy żywności; pragnie wolności dla ludzi, którzy z powodu życiowych tarapatów uzależnili się, zaprzedali i zrujnowali majątek. Oto Bóg przywraca zubożałym rodzinom radość życia na ojcowiźnie; On daje ludziom szansę nowego początku. Rok jubileuszowy był dla biednych lekcją, że dzięki Bogu mają szansę stanąć na własnych nogach. Bogatym rok jubileuszowy przypominał, że to, co posiadają, niekoniecznie jest ich absolutną własnością. W roku jubileuszowym następowała jakby odnowa podziału dóbr. Ziemia, która była podstawą bytu, miała pozostawać w użytkowaniu rodzin, które otrzymały ją w wyniku pierwotnego osiedlenia. Właścicielem ziemi pozostawał Bóg, człowiek był jedynie jej dzierżawcą. Obraz jubileuszu uzyskuje najpełniejszy swój wyraz w postaci Sługi Jahwe, którego obecność oznacza czas jubileuszu, rok łaski. Prorok Izajasz mówi bardzo wiele o tej niezwykłej postaci Sługi Boga. Między innymi wylicza cele, które Sługa ów będzie realizował w ramach swego posłannictwa w świecie. Wśród nich wylicza wszystkie te, którym służył rok jubileuszowy. Sługa, na którym spoczywa Duch Boga, przyniesienie wolność wszystkim jeńcom i więźniom świata ciemności (Iz 42,6-7; por. 58,6); przywróci wszystkim ludziom prawo korzystania z Bożego daru, jakim jest ziemia z wszystkimi plonami (42,5); odbuduje braterstwo i równość w życiu społecznym, oparte na Przymierzu i jego Prawie (42,1-4.6; por. 58,7.9-10). Prorockie pieśni o Słudze Boga, Proroku obdarzonym duchem Boga, rozumiano w Starym Testamencie jako zapowiedź dzieła i czasów Mesjasza. Sługa Jahwe w proroctwie Izajasza przychodzi w imieniu Boga głosić dobrą nowinę ubogim (...), zapowiadać wolność jeńcom i więźniom swobodę, obwieszczać rok łaski Pańskiej (Iz 61,1-2). Do tego obrazu i proroctwa o Słudze Jahwe nawiąże Pan Jezus na początku swojej działalności, wskazując na siebie jako na tego, w którym te zapowiedzi się wypełniły (zob. Łk 4,18-21). Innym przejawem życia w Ziemi Obiecanej, regulującym relacje międzyludzkie w sytuacjach krytycznych, były tak zwane miasta ucieczki. Pan przemówił do Jozuego tymi słowami: Powiesz Izraelitom: wyznaczcie sobie miasta ucieczki, o których mówiłem wam przez Mojżesza; aby tam mógł uciec zabójca, który by zabił człowieka przez nieuwagę, nierozmyślnie. Będą one dla was schronieniem przed mścicielem krwi (Joz 20,1-3). Wyznaczanie miast ucieczki zakłada, że ludzie mogą nieumyślnie popełnić ciężkie przestępstwo, np. zabójstwo domagające się pomsty (istniała instytucja tzw. mściciela krwi). Łatwo dochodziło do gwałtownego wykonania pomsty. Żeby uciąć bezwzględną logikę zemsty (gwałt za gwałt, zło za zło), Pan Bóg nakazuje ustanowienie wspomnianych miast ucieczki, żeby tam mógł schronić się człowiek ścigany przez mścicieli, dopóki sprawa się nie wyjaśni. Jest to więc rodzaj azylu. Jest to również obraz miłosierdzia, jakie Bóg stosuje wobec grzesznika, dając mu szansę nawrócenia, a społeczności – okazję do przyjęcia grzesznika. Pan Bóg zna człowieka. Patrzy na niego realnie, zna jego słabości. Wie, że dopóki nie przyjdzie Jezus Chrystus (prawdziwy Odkupiciel i „mściciel” grzechu, który dokona pomsty grzechu w sobie – zob. Iz 63; Ef 2,14-16; Kol 1,19), człowiek niesie ze sobą bagaż swego grzechu. Miasta ucieczki należy więc rozumieć jako zapowiedź ratowania tego, kto ciężko zawinił wobec bliźniego. Daje mu się czas, w którym jest pod opieką Boga, aby mógł zrozumieć swoją sytuację, by zrozumiał zarówno skutki swego czynu, jak i wielkość Bożego miłosierdzia. Pan Bóg dla tych, którzy zgrzeszyli znajduje sposoby rozwiązania – można powiedzieć – pewne ścieżki, na których człowiek może dostrzegać, poznawać swój błąd i się nawracać. Tego nam potrzeba też w naszej codzienności. To możemy też nazwać bazą czy fundamentem właściwie pojętej tolerancji. Bo tolerancja nie jest przymykaniem oczu na zło. Prawda jest prawdą: kto zabił, to zabił, kto wyrządził krzywdę, to wyrządził krzywdę. Ale człowiekowi, który popełnił zło, można i trzeba dać szansę, aby przeżył swoje nawrócenie. Wszyscy jesteśmy ludźmi, którzy potrzebują tych miast ucieczki i czasu nawrócenia. Każdy z nas ma świadomość tylu swoich niewłaściwych gestów, słów, decyzji, wynikających z tego, że jest opanowany sobą. I z tego względu, z powodu niewłaściwości, jakie w nas i przez nas się dzieją, ciąży na nas jakiś wyrok. Z tego powodu jesteśmy zastraszeni, uciekamy. Każdy z nas to przeżył. Dlatego potrzebne są miasta ucieczki, gdzie mogą się schronić tacy zbójcy, jak my. Dopiero ta świadomość, że jesteśmy ludem, który potrzebuje miast ucieczki, jednoczy nas we właściwy sposób. Wytrąca nam argumenty sądzenia, wydawania sądów nad drugim człowiekiem, bo nie do nas należy sąd. W apokaliptycznym Mieście Baranka (zob. Ap 21,10nn) – w którym możemy widzieć dopełnienie się starotestamentalnego obrazu miast ucieczki – nad wszystkimi został wykonany sąd miłosierdzia. Jak trudno jest nam nie brać w swoje ręce sądu nad drugim człowiekiem. Stale chcemy pokazywać, że mamy rację. Każdy z nas zapewne doświadczył, jak trudno jest ustąpić, stracić, nie wydać wyroku, lecz wybaczyć bezwarunkowo. Dlatego właśnie chodzi o kształtowanie w nas takiego serca, żebyśmy doświadczywszy Bożego miłosierdzia, przebaczali innym i nieśli im miłosierdzie. We właściwie ukształtowanym ludzie Bożym, serca ludzkie, które rozumieją tę logikę przebaczenia, stają się miastami ucieczki, usprawiedliwiają drugiego człowieka. Jezus Chrystus – Baranek Boży otwiera właśnie taką logikę miast ucieczki. Spełnia się to w Kościele. Wszyscy, którzy uczestniczymy w tej tajemnicy, z niej korzystamy i winniśmy zgodnie z nią służyć tym, którzy potrzebują przebaczenia. Jest to nasze powołanie i wyraz naszego życia zgodnie z otrzymanymi obietnicami. W tak ukształtowanej wspólnocie każdy, nad kim ciąży wina, może znaleźć odkupienie, to znaczy przejście przez śmierć do życia. Znamienne jest, że Maryja w „Godzinkach” jest nazwana Miastem ucieczki. To właśnie Ona rodząc Jezusa, który później na siebie przyjął skutki grzechu, była od początku tą, której świętość nie odpychała grzesznika. Jezus, który miał być odrzucony przez „sprawiedliwych”, a znalazł wspólnotę z grzesznikami, był właśnie przez Maryję przyjęty. Ona Mu towarzyszyła aż po krzyż. Tam otworzył On dla grzeszników drogę do stawania się Kościołem, wspólnotą odkupionych grzeszników. Maryja może więc być widziana jako Miasto ucieczki dla grzeszników. Jako Ucieczka grzeszników – Miasto ucieczki, jest obrazem Kościoła, w którym gromadzą się grzesznicy, by dojrzewać do przyjęcia odkupienia. 13:17 - Trasa Małomierzyce - Iłża. Pozdro od Mateusza i Mirka dla Radzynia :) {xtypo_info}Tak było w zeszłym roku (kliknij){/xtypo_info}
|
Komentarze