
Komentarze
- Młodzieżowa Rada Miasta powstanie – prace ruszą po...
i rady młodzieżowej nie stworzyli bo się bali że usłyszą prawdę o sobie z ust młodzieży. Teraz stali...
- eSPe - Co dzieje się w budynku po Tesco?
Kto jest właścicielem tej posesji?
- 1410 - Co dzieje się w budynku po Tesco?
niemiec nadal rządzi i wyzyskuje lokalsów w sumie naturalna kolej rzeczy smieszy tylko ze p0lacy się...
- winiek - Co dzieje się w budynku po Tesco?
kiedy powstanie obiecane, powtórzę OBIECANE lądowisko dla helikopterów ? co przylatuje do miasta to ...
- Bycy - Co dzieje się w budynku po Tesco?
Tym nowym marketem spożywczym prawdopodobnie będzie ALDI...
- sportek
113 lat łączenia pokoleń |
REKLAMA | |||
sobota, 27 lutego 2016 11:12 | |||
Górnicza Fabryka Narzędzi w Radzyniu Podlaskim ma już 113 lat. Niewiele jest firm w regionie, które przetrwały carat, niemiecką okupację, gospodarkę kolektywną i zmiany po 1989 roku. To zasługa zaangażowanych ludzi, trzech pokoleń pracowników, którzy nierozerwalnie połączyli swoje życie z GFN. Młodzi czerpią wiedzę od starszych, wprowadzając do fabryki technologie z XXI wieku. W ten sposób powstała samoucząca się firma – twór unikalnym, godny ochrony, zanikający... Psia krew i spirytus Wiesław Mikitiuk i Marian Ochnio to stara gwardia GFN. Obaj mają na liczniku po 40 i więcej lat pracy w radzyńskiej fabryce. Obaj też na stałe połączyli swoje losy z GFN. Jako emeryci są zawsze gotowi służyć radą, zresztą mają dożywotnie przepustki do fabryki. Wiesław Mikitiuk trafił do GFN w 1967 roku, za żoną. – Wcześniej pracowałem z WSK Świdnik, FSC Lublin, ale serce nie sługa. Żona pochodziła z okolic Radzynia. Trzeba było przenieść się. To były trudne, ale ciekawe czasy – opowiada Wiesław Mikitiuk. Pracę w fabryce poznał od podszewki. Zaczynał na stanowisku szlifierza, a kończył jako główny mechanik i specjalista od BHP. – Fabryka była najważniejsza. Sylwester, święta, nie miało to znaczenia. Jak trzeba było coś robić, to nikt nie liczył czasu pracy. Pamiętam jak dziś, żona czekała na mnie z wyjściem na zabawę sylwestrową, a tu zjawia się u nas ciężarówka z Wrocławia, z obrabiarką na pace. Dźwigu nie ma, bo to sylwester, a kierowca przebiera nogami. Swoim sprzętem, na szybko wymyśloną konstrukcją z belki i podnośnika wyciągamy tę obrabiarkę. Ledwo maszyna oderwała się od podłogi ciężarówki, a kierowca już czmychnął. Zostaliśmy na palcu z wiszącą obrabiarką wartą majątek. Jakby to spadło na ziemię, to chyba do dziś bym płacił. Obrabiarka została bezpiecznie opuszczona, a sylwester był bardzo udany – opowiada Wiesław Mikitiuk. – Jak przyszedłem do zakładu w 1968 roku, to warunki były okropne. Baraki z klepiskiem zamiast podłogi, wanienka z deszczówką zamiast umywalki z bieżącą wodą. Ale był duch. To za sprawą byłego właściciela Tadeusza Laskowskiego – opowiada Marian Ochnio, 42 lata w GFN, kierownik utrzymania ruchu. – Wtedy zajmowaliśmy się remontami m. in. gorzelni. Spirytusu nigdy nie brakowało na zakładzie. Zawsze w narzędziowni stała banieczka z destylatem. Na przerwie śniadaniowej każdy podchodził po miarkę. Po jednym i szło się do pracy. Byliśmy jak jedna, dobra rodzina. Nikt nigdy nikomu nie odmówił pomocy, mimo że wciąż musieliśmy się uczyć nowych technologii, maszyn wprowadzanych w związku ze zmianami profilu produkcji. Między pokoleniami była więź. Starsi uczyli młodszych, jak w dobrym cechu. To wpoił załodze Tadeusz Laskowski, właściciel, ale i rzemieślnik w najlepszym znaczeniu tego słowa – dodaje Marian Ochnio. Ta więź utrzymywała się nie tylko w zakładzie. – Pamiętam, że zawsze po pochodzie 1-majowym szliśmy nad rzeczkę. I tam naprawdę świętowaliśmy ten dzień. To były piękne czasy – dodaje Wiesław Mikitiuk. Etos pracy, o którym tak często zapomina się, był i jest ważny w GFN. Firma sama uczy się Doktor Mariusz Kicia z UMCS Lublin nie ma wątpliwości. – Takie firmy są niezwykle cenne na lokalnych rynkach pracy. Blisko 100 osób załogi daje utrzymanie kolejnym 300. Razem z tej firmy żyje ok. 400 osób – mówi dr Kicia. – Trzeba dodatkowo zwrócić uwagę, że ten proces trwa już ponad 100 lat. A to wymaga odpowiedniego zarządzania zasobami ludzkimi, czyli kontrolowania płynnej wymiany pokoleń w zakładzie – dodaje dr Kicia. Tę politykę od lat realizuje z dobrymi efektami Jan Brożek, prezes firmy. – Kultywujemy dobre tradycje cechu rzemieślniczego. Tam mamy swoje korzenie. Młodsza część kadry nie waha się przed korzystaniem z doświadczeń starszego pokolenia. Bardzo często prosimy o konsultację naszych emerytów. Czasami ktoś z doświadczeniem, ale stojący już z boku, potrafi spojrzeć na problem z innej strony i znajduje rozwiązanie – dodaje Jan Brożek. Właśnie taki międzypokoleniowy przepływ wiedzy jest niezwykle istotny z punktu widzenia ekonomii i ciągłości firmy. – Takie zjawisko przekazywania wiedzy, doświadczania z pokolenia na pokolenie można określić mianem firmy samouczącej się. Mimo że firma implementuje nowe technologie, zmienia park maszynowy, czy nawet profil produkcji, to pracownicy kumulują doświadczenie. To jest ogromna wartość dodana małych i średnich firm. Dzięki temu doskonale znajdują swoje miejsce na rynku, swoją niszę – konstatuje dr Kicia. W dość głośnym „Planie Morawieckiego”, kładącym nacisk na reindustralizację właśnie ściany wschodniej, jest ogromne pole do popisu dla takich firm jak GFN. Do tego potrzebna jest nie tylko międzypokoleniowa wiedza, ale także wykształcona kadra. W amerykańskim stylu Jolanta Komoń po raz pierwszy przekroczyła progi GFN w 1986 roku. Tuż po maturze. Trafiła do księgowości. – Nic nie umiałam, ale starsze koleżanki nauczyły mnie zawodu. Potem przyszła rodzina, nowe czasy. Zmieniała się firma i prezes Brożek po wielu staraniach namówił mnie na studia. Skończyłam ekonomię – mówi Jolanta Komoń, dziś dyrektor finansowy. – To moja pierwsza praca, ale podczas mojego 30-sto letniego stażu pracy fabryka pięciokrotnie zmieniała swoją podległość pod inne zakłady typu: Kombinat Sułkowice, Zjednoczenie Kraków, Przedsiębiorstwo Robót Górniczych Katowice, dwa razy Ministerstwo i w końcu zakład prywatny – obecna Górnicza Fabryka Narzędzi Sp. z o.o. . I nie zamierzam jej zmieniać – dodaje. Łukasz Lewiński (11 lat w firmie), główny technolog, trafił do GFN po technikum. Zaczynał przy tokarce. Miał smykałkę i pasję do maszyn. Wypatrzył go prezes. – Już pracując w GFN skończyłem politechnikę. Dziś jestem głównym technologiem i razem z kolegami zmieniamy oblicze firmy. Niebawem przy współpracy z Politechniką Lubelską otworzymy w firmie coś na kształt laboratorium badawczo-rozwojowego. Postępu nie można zahamować. Kto się nie rozwija, ten przegrywa – dodaje Lewiński. Wtóruje mu Marcin Karczmarz (5 lat w firmie), odpowiadający za utrzymanie ruchu. Nagrzewy indukcyjne, pompy ciepła to już działa w GFN. – Teraz piszemy projekt do Unii na fotowoltaikę. Do maksimum trzeba ciąć koszty energii. Kiedyś spalaliśmy rocznie 100 ton węgla. Dziś, przy wprowadzeniu nowych technologii, zużywamy 2-3 tony – mówi Marcin Karczmarz. Obaj inżynierowie nie kryją, że przy prawie każdej zmianie proszą o pomoc starszych kolegów. Tylko Przemysław Litwiniec, szef marketingu, ma trudniej. – W moim fachu nie ma starszego pokolenia. Ale mam coś, co zawdzięczam poprzednim pokoleniom - renomę firmy. Na branżowych targach, w Polsce czy za granicą, GFN ma swoją markę. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, kim jesteśmy i co robimy. To jest wartość, którą buduje się pokoleniami – dodaje Przemysław Litwiniec. Witold Wójtowicz, przewodniczący Rady Nadzorczej, już na emeryturze, wspólnie z Ireną Golec, kadrowa i kilka innych funkcji, mogą pochwalić się 40-letnim stażem. – Wiem, że czasami jest trudno w fabryce. Spadają zamówienia. Ale ona wciąż działa i daje ludziom pracę. Z tego jestem dumny – mówi Witold Wójtowicz. – Dzieci mi mówią, żebym już poszła na emeryturę. Nic z tego. Bez tej pracy zanudziłbym się w domu. Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego w firmie – dodaje Irena Golec. Takie same opinie wyrażają wszyscy – starsi i młodsi. Każdy z nich znalazł swoje miejsce na ziemi w Radzyniu, w GFN. 113 lat historii GFN Firma powstała w 1903 roku, jako ślusarski zakład usługowy specjalizujący się w remontach gorzelni, krochmalni, tartaków. Właścicielami byli Jan Laskowski i Edmund Kurczyński. Laskowski to była w Radzyniu postać nietuzinkowa. Stworzył Cech Rzemiosł Różnych i został starszym cechu. Okres międzywojenny to czas stopniowego rozwoju firmy. W 1949 roku nowa władza chciała upaństwowić zakład. Ale Tadeusz Laskowski wpada na genialny pomysł. Zwalnia ludzi i wspólnie z nimi zakłada spółdzielnię, która wykupuje od niego majątek. W 1975 roku spółdzielnia zostaje zlikwidowana, a zakład ląduje w Kombinacie Narzędzi Gospodarczych w Sułkowicach. W 1992 roku firma prywatyzuje się i powstaje Górnicza Fabryka Narzędzi w Radzyniu Podlaskim. Fabryka ma wiele sukcesów. W 2014 roku została wyróżniona statuetką Ambasador Polskiej Gospodarki, a w 2015 Diamentem do Statuetki Lidera Polskiego Biznesu.
Artykuł ukazał się w papierowym wydaniu "Dziennika Wschodniego" z 26 lutego 2016 r.
|
Komentarze
No setnie się ubawiłem. Niefortunnie wyszło bo ktoś złośliwy mógłby zapytać: szkoła marna, czy głowa ?
Także pozdro dla ekipy GFN szczególnie dla "klasy robotniczej" (cyt. J. Brożka). Łapcie doświadczenie i do przodu bo "drugiej takiej firmy jak ta to nie ma wschód od wisły" (cyt J.B)
pracując w smrodzie zgiełku i kurzu.
narażając własny organizm na nowoczesna indukcję.o Wy którzy jesteście chwałą i dumą tego zakładu.
ZŁA się nie lękajcie.
Do osoby osoby która pisała skierowane do mnie OBA (2016-03-07 18:52 oraz 2016-03-07 21:02) komentarze: Cenie sobie celną ripostę "nic nie umiałam, a jednak...(się nauczyłam?)" oraz pojednawczą wypowiedź zaczynającą się słowami: "Szanowni Panowie przeraża mnie wasza głupota ..."
jak wynagradzają za soboty,niedziele,dni świąteczne,prace w nadgodzinach?
jak płacą za spotkania po godzinach pracy ?
JAKIE PRZYZNAJĄ DODATKI MIESIĘCZNE?
zapewne nie pisał go sam, bo od tego ma swoich wyrobników, więc jak zwykle pewnie zrobił to ZB
pewnie dlatego nie sfotografowali go z resztą ludzi "z lepszego sortu" załogi, tych "najbardziej oddanych" sprawie
kto pracował ten wie: co rok podwyżka dla wszystkich, Prezes musi mieć gest bo władza minimalną krajową podnosi
za soboty, niedziele i inne święta płaci się "personelowi pracowniczemu" jak się płaci, "motłoch" wie że przepisy prawa pracy nie zostały wpuszczone przez bramę na teren zakładu, nie miały takiego szczęścia jak "sukces", który "hula po zakładzie"
zupełnie inaczej zarabia "oddana część załogi"
jak chcesz podwyżke "idź do Ireny, ona Ci powie jak tu się zarabia" (cytat z Jana B.)
a przy okazji i w artykule nazwisko wymienią i zdjęcie zrobią, trzeba być na fali
trochę strach z tą falą, bo średnio co rok przychodzi "tsunami" i zmywa surferów, dlatego marketing nie ma się od kogo uczyć