Na trasie z Tumlina do Eustachowa radzyńska grupa miała do pokonania 31 kilometrów, ale zmieniła się trasa, która trochę nam dzisiaj namieszała... Mieliśmy dzisiaj wspaniałą przygodę. Spotkaliśmy się z naszymi pielgrzymami w Korczynie, na ostatnim przystanku przed Eustachowem. Zaczniemy jednak od początku. Pielgrzymi jak zwykle, wyruszyli na trasę po rannej mszy. Z Tumlina przez Kostomłoty, Chełmce, Strawczyn i Piotrowiec mieli dojść na nocleg do Eustachowa. W Strawczynie odpoczęli i potańczyli, zatańczyli także w Eustachowie, a potem odśpiewali Apel Jasnogórski, który transmitowało Katolickie Radio Podlasie. A my... Wymyśliliśmy sobie kilka dni temu, że pojedziemy dzisiaj na trasę i zawieziemy im słodkości prosto z Radzynia - przecież nasze najsmaczniejsze - wiadomo. Pielgrzymi bawią się w Strawczynie Do realizacji tego planu zaprosiliśmy Mirosława Kozę, właściciela firmy KOMA, który jak się okazuje, również pielgrzymował na Jasną Górę. Mało tego - był kwatermistrzem. Pielgrzymka ma w sobie olbrzymią siłę - nawet po latach mobilizuje ludzi do działania. Mirek bez wahania zgodził się nam pomóc i o 10.30 wyjechaliśmy z naszego miasta. Na "Piętnastkę" natknęliśmy się w Strawczynie. Właśnie wyruszyli w drogę po najdłuższej przerwie, dlatego postanowiliśmy pojechać na miejsce kolejnego odpoczynku i tam wręczyć im wiezione z Radzynia bułeczki. Ku naszemu zdziwieniu cała kolumna zamiast iść w stronę Częstochowy skręciła w kierunku Kielc. - Pewnie tak tutaj idą - orzekliśmy jednogłośnie i pojechaliśmy do Piotrowca (bo tak wskazywała nam mapka z Karty uczestnika Pielgrzymki). W Piotrowcu powitały nas zdziwione twarze mieszkańców oczekujących na pielgrzymkę. Wszyscy twierdzili, że już dawno powinni tutaj być, a nikogo nie ma. Po naszych wyjaśnieniach i opisaniu obranego przez pielgrzymów kierunku okazało się, że grupy poszły inną drogą... Eustachów to wioska przed Łopusznem. W samym centrum Łopuszna znajduje się kościół, do którego przychodzą rano wszystkie grupy. Samo ich rozlokowanie też jest bardzo ciekawe - wszystkie nocują w wioskach dookoła Łopuszna. A krajobraz - przepiękny. Dookoła roztaczają się wspaniałe widoki - góry, nad nimi chmury, w oddali małe domki na ciągnących się pod horyzont zielonych łąkach. Pięknie... ale gdzie jest nasza grupa? W oddali słychać pielgrzymi śpiew tylko niestety nikogo nie widać. Tubylcy coś widzieli, coś słyszeli i pokazywali nam, w którą stronę jechać - szkoda tylko, że w odwrotnym kierunku... Nie posądzam ich oczywiście o złośliwość, ale... trochę pozwiedzaliśmy świętokrzyskich terenów. Na nic mapki, mapy i GPS-y... W końcu natknęliśmy się na naszych w Korczynie. Odpoczywali przed ostatnim etapem. Siedzieli rozlokowani na podwórkach zdziwionych mieszkańców. Pielgrzymi szli tędy pierwszy raz i ostatni zapewne zresztą, bo zboczyli z trasy w związku z remontem drogi. Fajnie jest zobaczyć znajome twarze. Miło zobaczyć na nich radość. Ogorzałe od słońca i wiatru, ale ciągle uśmiechnięte. Ślą Wam gorące pozdrowienia i cieszą się, że obserwujecie ich na naszej stronie. 200 słodkich bułeczek rozdaliśmy bardzo szybko i za chwilę trzeba było się rozstawać. "Piętnastka" udała się do Eustachowa, my do Radzynia. 512,5 kilometra za nami. Uwaga! Gdyby ktoś chciał wybrać się 11 do naszych pielgrzymów niech szuka ich na trasie do Czarncy. Gdzie? Nie wiadomo. Cały dzień idą inną drogą :) Dzień podsumowuje ksiądz Mariusz Baran: {play}media/audio/120810-baran.mp3{/play} Wiara działająca przez miłość
Czy wiara wnosi coś nowego w nasze życie? W jaki sposób się wyraża? Jak poznać, że mamy wiarę? W czym różnimy się od niewierzących? Nie są to pytania o charakterze retorycznym lub czysto teoretycznym. Stawiają je nawet ci, którzy twierdzą, że wiara jest sprawą prywatną. Chodzi o coś o wiele poważniejszego: o odpowiedź na pytanie, czy wiara ma moc zobowiązującą? Czy wyznacza styl życia?
Konflikt wiara – uczynki
Marcin Luter, reagując na przeakcentowanie roli dobrych czynów dla zbawienia człowieka, nauczał, że nie mają one żadnego znaczenia. Według niego do zbawienia liczy się tylko wiara. Jego powiedzenie sola fides (łac. sama wiara) i przekonanie o absolutnej darmowości zbawienia sprawiły, że wielu chrześcijan zaczęło lekceważyć dobre uczynki. Uznając, że człowiek nie może zostać zbawiony dzięki osobistym zasługom, a jedynie poprzez wiarę w Chrystusa, Luter zanegował nawet natchnienie Listu św. Jakuba. Podkreślał rolę łaski Chrystusa oraz osobistej wiary. Nie trzeba jednak odwoływać się do tej starej kontrowersji teologicznej, która podzieliła Kościół kilka wieków temu. Współcześnie wielu wierzących zastanawia się czemu dać pierwszeństwo – wierze czy czynom? Redukujący wiarę do praktyk religijnych próbują ograniczyć ją jedynie do modlitwy i uczestnictwa w życiu sakramentalnym Kościoła. Uważają, że wyraża się w osobistej pobożności, czci i posłuszeństwie wobec Boga. Nie widzą jej związku z życiem codziennym. Są wierzącymi „wewnętrznie", „w sercu", „dla siebie", rozumiejąc wiarę jako osobisty i intymny związek z Bogiem, który nie ma przełożenia na postępowanie w życiu codziennym. Tak rozumiana wiara jest wstydliwie ukrywana, „sprywatyzowana" – nie dochodzi do głosu przy określaniu osobistej hierarchii wartości i podejmowaniu decyzji życiowych. Człowiek żyje jakby w dwóch światach – wiary i codzienności, a światy te wydają się całkowicie oddzielone. Takie podejście sprawia, że wiara jest przeżywana jako intensywne uczucie, silne przekonanie o bliskości Boga lub lęk przed Nim. Naczelną troskę stanowi to, co wyraża hasło, bardzo często umieszczane na przydrożnych krzyżach: „Zbaw duszę swoją". Takiej „sprywatyzowanej" koncepcji wiary sprzyjają wrogowie Kościoła, którzy najchętniej widzieliby go zamkniętego w krypcie i zakrystii. Nie chcą, by wierzący praktykowali publicznie, a także manifestowali swą wiarę. Odmawiają Kościołowi miejsca w życiu publicznym. Inni z kolei, negują ten aspekt wiary, który wyraża się w osobistej relacji do Boga, w aktach pobożności. Dla nich wiara ma wymiar praktyczny: sprowadza się czynów i (ewentualnie) do zachowania zasad moralności wynikających z orędzia ewangelicznego. Uważają oni, że nie tyle trzeba się modlić, chodzić do kościoła, spowiadać..., ile wystarczy, że się jest dobrym człowiekiem, żyje uczciwie i szlachetnie.... Można spotkać więc takich „aktywistów kościelnych", którzy na co dzień spalają się w działaniu dla bliźniego, prowadzą wspaniałe dzieła charytatywne, wychowawcze, promują kulturę lub sport, ale bez żadnego wyraźnego odniesienia do wiary. Można zobaczyć ich w tygodniu w oratorium lub na boisku parafialnym, nigdy zaś na niedzielnej Mszy św. Tej postawie towarzyszy często krytyka religijności ujawnianej publicznie, niechęć do jakichkolwiek wspólnotowych praktyk religijnych. Takiemu wymiarowi wiary sprzyjają ci, którzy doceniają wkład, jaki Kościół od wieków wnosi w życie społeczeństwa. Właśnie w tej służbie społecznej (działaniu na rzecz dobra wspólnego) widzą rację bytu kościelnej wspólnoty. Chwalą Kościół za obronę praw człowieka, walkę o wolność, troskę o ubogich... Tymczasem dojrzała wiara łączy w sobie zarówno pobożność, jak i czyny miłości bliźniego. Jest zapatrzeniem w Boga, które nie oślepia, sprawiając, że człowiek nie jest w stanie dostrzec bliźnich oraz nie izoluje z życia codziennego. Poucza nas o tym św. Jakub: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą. Chcesz zaś zrozumieć, nierozumny człowieku, że wiara bez uczynków jest bezowocna? Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym? Widzisz, że wiara współdziała z jego uczynkami i przez uczynki stała się doskonała. I tak wypełniło się Pismo, które mówi: Uwierzył przeto Abraham Bogu i poczytano mu to za sprawiedliwość, i został nazwany przyjacielem Boga. Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary. Podobnie też nierządnica Rachab, która przyjęła wysłanników i inną drogą odprawiła ich, czy nie dostąpiła usprawiedliwienia za swoje uczynki? Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków" (Jk 2,14-26). Św. Paweł był przekonany, że liczy się przede wszystkim „wiara działająca przez miłość" (Ga 5,6). Chrześcijanin nie stoi zatem wobec konfliktu wierzyć – działać, ale winien zastanowić się nad tym, do jakiej postawy życiowej – słów i działań wiara go zobowiązuje. Słowo Boże uczy, że wiara niesie ze sobą określone obowiązki wobec Boga, samego siebie i bliźnich.
Wiara działająca przez miłość
Z wiary w Boga wynikają ściśle określone obowiązki wobec Niego. Jednak, jak widzimy, wiary nie można ograniczyć jedynie do relacji z Bogiem. Nie zamyka nas ona na innych, przeciwnie, bardzo wyraźnie proponuje pewien styl życia, ukształtowany według wzoru, który zostawił nam Chrystus. Wiara prowadzi do nadprzyrodzonej miłości Boga i bliźnich. Ponieważ mówiliśmy już o tym, w jaki sposób przejawia się miłość do Boga, skupimy się teraz na miłości, będącej jej odbiciem w życiu chrześcijańskim – miłości do innych ludzi. Czytając uważnie Ewangelię, zauważymy, że jej centralnym tematem jest miłość bliźniego. Można ją dostrzec zarówno w postawie Jezusa, jak też w Jego nauczaniu. Bł. Jan Paweł II zauważył: „Jeśli Jezus jest wzorem życia po synowsku zjednoczonego z Ojcem, to zjednoczenie owo wyraża się w doskonałej miłości. Miłość stanowi zatem największe przykazanie Ewangelii: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swym sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie» (Mt 22,37-38). Wiadomo, że zaraz za tym Jezus podaje następne, «podobne» do pierwszego, przykazanie miłości bliźniego (por. Mt 22,39). I samego siebie stawia za wzór tej miłości: «Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem» (J 13,34). Chrystus uczy swoich wyznawców miłości, której On sam jest wzorem, i powierza im ją" . W jaki sposób objawiła się miłość Jezusa do ludzi? Przede wszystkim można ją dostrzec w pokorze i służbie Syna Bożego wobec tych, których umiłował. Chrystus „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu" (Mk 10,45). Miłości Jezusa do ludzi przejawiała się w trosce o nich. Chrystus nie był obojętny na potrzeby tych, którzy przychodzili do Niego. Uzdrawiał chorych, pocieszał strapionych, wypędzał złe duchy, wskrzeszał umarłych. Liczne cuda, których dokonał Chrystus dla dobra ludzi cierpiących, nędzarzy, wykluczonych ze społeczności świeckiej i religijnej, objawiają Jego bezinteresowna miłość. Poprzez nie wypełnił swą misję Mesjasza, o której prorokował Izajasz: „Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą" (Mt 12,18-21). W samym podejściu Chrystusa do ludzi można dostrzec ogromną prostotę, pokorę, delikatność, zapomnienie o sobie i całkowite oddanie. Poprzez cuda i niezwykłe znaki Jezus nie szukał uznania u ludzi, podziwu, chwały czy też rozgłosu. Dobro, które czynił wyrażało miłosierną troskę o potrzebujących, a nie służyło jako środek zdobycia popularności lub chwały. Jezus na pierwszy plan stawiał człowieka cierpiącego, a nie siebie. Miłość Chrystusa do ludzi objawiła się nie tylko w trosce o ich dobro doczesne, ale i wieczne. Cudom i nauczaniu mającym za cel wyzwolenie od zła, przyjście z pomocą w cierpieniu, towarzyszy pragnienie wyzwolenia z niewoli grzechu i szatana. „Chrystus spełnia je, aby odnieść zwycięstwo nad wszelkim złem, jakie jest w świecie: złem fizycznym, złem moralnym czyli grzechem, wreszcie nad tym, który jest «ojcem grzechu w dziejach człowieka: szatanem" . Miłość Jezusa do ludzi najpełniej objawiła się na Golgocie, w tajemnicy Jego ofiary na krzyżu. „Jezu umiłowawszy swoich do końca ich umiłował" (J 13,1), a oddając swe życie za wszystkich – przyjaciół i nieprzyjaciół – objawił nieskończoną moc miłości Bożej, gdyż „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje życie swoje za przyjaciół swoich" (J 15,13). Wiara wychowuje do miłości na wzór Jezusa. Być chrześcijaninem oznacza myśleć jak Jezus i kochać jak On. O tym, że wiara ma wymiar praktyczny, odnosi się do określonego stylu życia, a nie jest wyłącznie deklaracją przynależności do Boga, świadczy fragment Ewangelii św. Mateusza, zawierający kryteria Sądu Ostatecznego (Mt 25,31-46). Chrystus mówił, że podczas chwalebnego przyjścia na ziemię Syna Człowieczego zostaną zgromadzone przed nim wszystkie narody. Dokona się posumowanie ziemskiej historii, a każdy człowiek otrzyma nagrodę lub naganę za swe postępowanie. Co będzie kryterium sądu? „Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie" (Mt 25,34-37). Benedykt XVI, skomentował ten tekst podkreślając, powiązanie dobrych uczynków świadczonych bliźnim z miłością do samego Boga: „Nie sposób nie wspomnieć tu poruszającej karty Ewangelii, na której św. Mateusz opisuje ostateczne spotkanie z Panem. Tego dnia – jak mówi sam Jezus – Sędzia świata zapyta nas, czy za życia daliśmy jeść głodnemu i pić spragnionemu, czy ugościliśmy przybysza i czy okazaliśmy serce potrzebującemu. Jednym słowem, na Sądzie ostatecznym Bóg zapyta nas, czy kochaliśmy, ale nie abstrakcyjnie, lecz konkretnie, naszymi czynami (Mt 25,31-46). Zawsze kiedy na nowo czytam te wersety, moje serce ogarnia wzruszenie na myśl, że Jezus, Syn Człowieczy i ostateczny Sędzia, nas w tym wyprzedza: sam staje się człowiekiem, staje się ubogi i spragniony, na koniec przygarnia nas do swego Serca. W ten sposób Bóg czyni to, czego sam od nas oczekuje: abyśmy byli otwarci na innych i żyli miłością, okazując ją nie słowami a czynami. Na końcu życia, jak mawiał św. Jan od Krzyża, będziemy sądzeni z miłości. Tak bardzo potrzeba również dziś, właśnie w naszej epoce, stojącej wobec tak wielu wyzwań ludzkich i duchowych, by chrześcijanie głosili swymi czynami miłosierną miłość Boga! Każdy ochrzczony powinien być «żywą Ewangelią». Tak wiele jest bowiem osób, które, choć trudno im przyjąć Chrystusa i Jego nauczanie, nie pozostają jednak obojętne na świadectwo tych, którzy przekazują Jego przesłanie konkretnymi uczynkami miłosierdzia. Miłość jest językiem, który przemawia bezpośrednio do serca i budzi w nim ufność" .
O jaką miłość chodzi?
Pamiętając o tym, że największym powołaniem każdego chrześcijanina jest miłość, warto zastanowić się nad tym, w jaki sposób może się ona objawić w naszym życiu. Do jakiej miłości Chrystus nas – wierzących w Niego uczniów – zobowiązuje i zachęca. Miłość chrześcijańska została ukształtowana na wzór Jezusa. On jest jej inspiracją, siłą i zarazem najlepszym nauczycielem. To miłość nowa; taka, w której Jezus rozpoznaje swoja miłość do świata. „Pan, w chwili gdy zapowiada swoje odejście z tego świata (por. J 13,33), niczym testament dla swych uczniów – by w nowy sposób być pośród nich – daje im przykazanie: «Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie» (w. 34). Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Jezus nadal jest obecny wśród nas, jest otoczony w świecie chwałą. Jezus mówi o «nowym przykazaniu». Ale na czym polega jego nowość? Już w Starym Testamencie Bóg dał przykazanie miłości; teraz jednak to przykazanie staje się nowe, ponieważ Jezus dodaje do niego coś bardzo ważnego: «Jak Ja was umiłowałem, tak i wy miłujcie się wzajemnie». Tym novum jest właśnie to: «miłować tak, jak umiłował Jezus». Całe nasze miłowanie poprzedziła Jego miłość – i do tej miłości się odnosi, w tę miłość się wpisuje, właśnie dzięki tej miłości się urzeczywistnia. Stary Testament nie ukazywał wzorca żadnego miłości, ale jedynie formułował nakaz miłowania. Jezus natomiast dał nam samego siebie jako wzór i źródło miłości. Jest to miłość nieskończona, powszechna, która potrafi przemieniać wszelkie niesprzyjające okoliczności i przeszkody w okazje do doskonalenia się w miłości. (...) Dając nam nowe przykazanie Jezus prosi nas, byśmy żyli Jego miłością, czerpali z Jego miłości, która jest prawdziwie wiarygodnym, wymownym i skutecznym znakiem w głoszeniu światu nadejścia królestwa Bożego. Oczywiście, jeśli polegamy jedynie na własnych siłach, jesteśmy słabi i ograniczeni. Zawsze jest w nas pewien opór wobec miłości, a w naszym życiu wiele jest trudności, które wywołują podziały, urazy i żale. Lecz Pan dał nam obietnicę, że będzie obecny w naszym życiu, uzdalniając nas do tej miłości wielkodusznej i absolutnej, która potrafi pokonać wszelkie przeszkody, również te, które tkwią w naszych sercach. Jeśli trwamy w jedności z Chrystusem, możemy naprawdę tak miłować. Miłowanie innych, tak jak Jezus nas umiłował, jest możliwe jedynie dzięki tej mocy, jaką otrzymujemy dzięki relacji z Nim, szczególnie w Eucharystii, w której w sposób realny uosabia się Jego ofiara miłości, która rodzi miłość: to ona jest prawdziwą nowością w świecie, a także mocą nieustannego wielbienia Boga, które urzeczywistnia się dzięki trwaniu miłości Jezusa w naszej miłości" . Charakterystykę miłości chrześcijańskiej znajdujemy w słynnym Hymnie o miłości św. Pawła. Apostoł kreśli przed mieszkańcami Koryntu, którzy być może mieli wypaczone pojęcie o miłości lub nie rozumieli jej istoty, obraz prawdziwej miłości: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie" (1 Kor 13,4-8). Benedykt XVI zwięźle skomentował wypowiedź św. Pawła: „Po wyjaśnieniu, na przykładzie obrazu ciała, że różne dary Ducha Świętego przyczyniają się do dobra jedynego Kościoła, Paweł ukazuje w Pierwszym Liście do Koryntian «drogę» doskonałości. Wyjaśnia, że nie polega ona na posiadaniu wyjątkowych darów, jak; mówienie nowymi językami, poznanie wszystkich tajemnic, posiadanie nadzwyczajnej wiary czy dokonywanie heroicznych czynów. Polega natomiast na miłości – agape, to znaczy miłości autentycznej, tej, którą Bóg objawił nam w Jezusie Chrystusie. Miłość jest darem «największym», który nadaje wartość wszystkim innym, a jednak «nie szuka poklasku, nie unosi się pychą», przeciwnie, «współweseli się z prawdą» i raduje z dobra innych. Kto kocha naprawdę, «nie szuka swego», «nie pamięta złego», «wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma» (por. 1 Kor 13,4-7). Kiedy ostatecznie spotykamy się z Bogiem twarzą w twarz, wszystkie inne dary znikną; tym, który pozostanie na wieczność będzie miłość, ponieważ Bóg jest miłością, i my będziemy do Niego podobni, pozostając z Nim w doskonałej jedności. Obecnie, kiedy przebywamy na tym świecie, miłość jest cechą wyróżniającą chrześcijanina. Jest syntezą całego jego życia: tego, w co wierzy i co czyni. Dlatego na początku mojego pontyfikatu pierwszą encyklikę poświęciłem właśnie tematowi miłości: Deus caritas est. Jak zapewne pamiętacie, encyklika ta składa się z dwóch części, które mówią o dwóch aspektach miłości: jej znaczeniu, a następnie jej praktykowaniu w życiu. Miłość jest istotą samego Boga, jest sensem stworzenia i historii, jest światłem, które przydaje dobra i piękna istnieniu każdego człowieka. Jednocześnie miłość jest – jeśli tak można powiedzieć – «stylem» Boga i człowieka wierzącego, jest postawą tego, kto odpowiadając na miłość Boga, czyni ze swego życia dar dla Boga i dla bliźniego. W Jezusie Chrystusie te dwa aspekty tworzą doskonałą jedność: On jest Miłością wcieloną. Ta Miłość została nam objawiona w sposób pełny w Chrystusie ukrzyżowanym. Patrząc na Niego, możemy wyznać za apostołem Janem: «Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam» (1 J 4,16; Deus caritas est, 1)" . Możnaby dostrzec wiele aspektów miłości chrześcijańskiej. Jest ona tak złożoną i różnorodną rzeczywistością, jak samo życie. Trudno nakreślić nawet jej zasadnicze rysy. Warto jednak – czytając uważnie Ewangelię Jezusa – dostrzec jej kilka znaczących aspektów. Chrystus uczy, że miłość nie tyle jest uczuciem, ile decyzją woli człowieka. Miłość przejawia się w gestach, słowach i postępowaniu człowieka, które nie bazują na emocjach, nastrojach lub pragnieniach, ale podlegają rozumowi i woli człowieka. Dzięki temu możliwe są nawet najtrudniejsze akty miłości, takie jak przebaczenie doznanych krzywd czy też męczeństwo lub oddanie swego życia za bliźnich. Miłość zatem to nie sentyment, ale świadomy wybór człowieka, by kochać tak, jak Jezus. Miłość można dostrzec. „Pewnego zimowego dnia mały chłopiec stał na wentylacyjnej kracie w pobliżu piekarni i próbował ogrzać bose stopy. Przechodząca obok kobieta zobaczyła zmarznięte dziecko i serce się jej ścisnęło. Ubrane tylko w lekką kurteczkę, nie miało butów, a powietrze było ostre i wiał silny wiatr. – Gdzie twoje bytu, chłopcze? – spytała. Chłopczyk, ociągając się, przyznał, że nie ma butów. – Więc może choć ze mną, to coś poradzimy? – zaproponowała kobieta. Wzięła go za rękę, zaprowadziła do pobliskiego sklepu i kupiła mu parę butów i ciepłą kurtkę. Kiedy wyszli z powrotem na ulicę, chłopczyk był tak uradowany, że puścił się biegiem, żeby pochwalić się rodzinie swoimi prezentami. Nagle zatrzymał się, odwrócił i pobiegł z powrotem do kobiety. Podziękował, a potem spytał z wahaniem w głosie: – Proszę pani, czy mogę o coś zapytać? Czy pani jest żoną Pana Boga? – Nie, jestem żoną Pana Boga, tylko jednym z Jego dzieci. Chłopczyk uśmiechnął się i radośnie pokiwał głową: – Wiedziałem! Wiedziałem, że jesteście spokrewnieni!" . Miłość ma swe konkretne wyrazy. Nie zamykają jej słowa, które często okazują się deklaracjami „na wyrost" lub efektem złudzenia. To prawda, że miłość potrzebuje słów, które ją wyrażają, umacniają, upewniają. Dzięki słowom nie trzeba się domyślać jej istnienia. Winniśmy jednak pamiętać, że miłość bardziej od słów potrzebuje czynów. Wystarczy zatem uważnie przyjrzeć się temu, jak żyjemy: w jaki sposób odnosimy się do siebie i bliźnich, by odkryć obecność lub brak miłości w naszym życiu. „Nie można się więc zadowolić uczuciem miłości, lecz miłość bliźniego musi objawić się czynem w całym codziennym życiu. Będzie to m. in. usiłowanie, by bliźniego zrozumieć, zauważyć jego smutek i zmęczenie, cierpliwie go wysłuchać, spokojnie i życzliwie mu odpowiedzieć, rzeczywiście mu dopomóc, również z tego, co może nam być potrzebne, ale nie jest niezbędne. Oto niektóre przejawy miłości bliźniego: a) nie czynić krzywdy; b) dobrze myśleć o bliźnim i nie podejrzewać go bez ważnych powodów; c) nie wierzyć bez ważnych powodów, gdy się o bliźnim mówi źle; d) starać się zrozumieć bliźniego w jego sposobie myślenia i reagowania; e) nie sądzić bez ważnych racji i nigdy nie potępiać osoby, lecz jej wady i grzechy; f) starać się również zauważać dobro w bliźnim, które w nim jest, nawet gdy musimy u niego stwierdzić wady czy braki; g) nie żywic uczucia niechęci do bliźniego i starać się je zwalczać, uświadamiając sobie również dobro w nim tkwiące. Czasem wskazane jest raczej starać się nie myśleć o doznanej krzywdzie i wszystko ofiarować Bogu; h) życzyć bliźniemu dobrze. Starać się zawsze dopomóc mu duchowo, gdy potrzeba; i) również w miarę możliwości i potrzeby dopomagać bliźniemu materialnie" . Miłość skierowuje naszą uwagę ku innym, nie zatrzymuje jej na naszych osobistych potrzebach i racjach. Pozwala dostrzec bliźniego i usłyszeć go. Potocznie mówi się, że „miłość jest ślepa". Jest to stwierdzenie prawdziwe w odniesieniu do miłości zmysłowej, niedojrzałej, szukającej zaspokojenia własnych pragnień; takiej, która liczy korzyści i zazdrośnie strzeże tego, co jej się należy. Miłość dojrzała, chrześcijańska wyostrza wzrok serca. „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (1 J 4,20). Wiara więc pozwala wyjść poza siebie. Daje łaskę spotkania z drugim człowiekiem, w którym dochodzi do prawdziwego dialogu. Taka miłość umie wsłuchiwać się w rytm serca kochanej osoby. Cechuje ją troska o dobro tych, których kochamy. Miłość słucha. Niekiedy miłość chrześcijańska niekiedy domaga się heroizmu. Bóg swoją łaską czyni wierzącego zdolnym do oddania swego życia za tych, których kocha oraz za wartości, które uznaje za bezcenne. Także współcześnie wielu chrześcijan musi płacić wielką cenę za wierność swej wierze. Chrześcijanie są najbardziej prześladowaną religią w świecie. Niech podsumowaniem naszych dotychczasowych rozważań o wierze, którą opromienia blask miłości, będą słowa papieża Benedykta XVI: „agape, miłość, nie jest ani sentymentalna, ani egzaltowana, lecz trzeźwa i realistyczna. Starałem się po części wyjaśnić to w Encyklice Deus caritas est. Agape – miłość – jest prawdziwą syntezą Prawa i Proroków. Wszystko jest nią «spowite», lecz w codzienności owo wszystko musi wciąż być na nowo «rozwijane». W wersecie [1 J 4] 16 naszego tekstu znajdujemy przepiękne słowa: «Myśmy (...) uwierzyli miłości». Tak, miłości człowiek może uwierzyć. Dawajcie świadectwo naszej wierze, w taki sposób, aby objawiła się moc miłości, «aby świat uwierzył» (J 17,21)" |