Komentarze
- Wieczór z kulturą żydowską
pomagają w pokojowych kontaktach z narodem palestyńskim. Jak widać, niektórym to nie przeszkadza.
- zimny - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Poprzednicy pozostawili swoich na czatach.
- eSPe - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Związki zawodowe w Urzędzie Miasta, co Wy tam szanowni gospodarze robicie że pracownicy muszą związk...
- LomoZ - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Takie tam tłumaczenie się z chęci bycia medialnym w TVN. Żałosne
- LomoZ - Dlaczego z ulicy Wyszyńskiego wykonawca „zrywał as...
no właśnie masz rację. pościemiać to można dzień dwa ale nie kilka miesięcy. z normalnej pracy to ju...
- agagr
O dwuznacznościach językowych |
Andrzej Kotyła | |||
piątek, 26 października 2012 07:41 | |||
W ŚRODKACH ANTYKONCEPCYJNYCH JEST BEZRUCH, ALE OD NIEDAWNA COŚ DRGNĘŁO… Dziś będą prawie same anegdotki, co stanowi realizację postulatów części Miłych Czytelników, aby „wykłady” moje zawierały odrobinę radości i nie były zbytnio nadęte oraz pretensjonalne. Po pierwsze: Parę lat temu miałem zaszczyt i niekłamaną przyjemność prowadzenia obrad Zgromadzenia Członków Radzyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. W takich sytuacjach – gdy sporą część wypowiadanych kwestii stanowi improwizacja – łatwo o potknięcie, lapsus lub niezamierzoną dwuznaczność. Zdarzyło się podczas tychże wspominanych przeze mnie wielogodzinnych obrad, że pewna leciwa dyskutantka nadużyła regulaminu, wywód swój przeciągając znacznie ponad miarę w regulaminie owym przewidzianą. Wówczas, nie bez pewnego zniecierpliwienia, zabarwionego domieszką irytacji, syknąłem do mikrofonu: Pani czas już się skończył… i dopiero po chwilowej konsternacji własnej i niektórych słuchaczy zorientowałem się, że popełniłem gafę i pospieszyłem z autopoprawką: to znaczy chciałem powiedzieć, że przewidziany regulaminem czas wypowiedzi szanownej Pani dobiegł właśnie końca. Dopiero po mojej autopoprawce niektórzy słuchacze zorientowali się w popełnionej przeze mnie niezamierzonej dwuznaczności, co rozpoznałem po ich niedwuznacznych uśmiechach – na szczęście dyskretnych. Po wtóre: Przed laty byłem także świadkiem, jak do pewnej pani imieniem Irena, uprzejmy, starszy jegomość zwraca się z deklaracją (czy też być może propozycją) następującą: Pójdę, odprowadzę panią Iruchnę. Trzeba było widzieć pąsową, pełną uczuć różnorodnych: od histerycznej złości aż po płoną nadzieję. Po trzecie: Przebywając podczas ostatnich wakacji w Kołobrzegu, zauważyłem przed wejściem do jednego z licznych tam gabinetów kosmetycznych reklamę – coś w rodzaju promocji treści następującej: Przy zabiegu na twarz – wąsik gratis. Uporczywie nie noszę wąsów i to jest jedyny powód, dla którego powstrzymam się od tłumaczenia tej dwuznaczności, którą pojąłem nie od razu, pomimo, że umiejętność czytania ze zrozumieniem nie jest mi całkowicie obca. Z podobnymi sytuacjami spotykamy się niestety nie tylko w codzienności, ale i w poważnych dyskusjach. Uczestnicy jej bardzo często używają tych samych słów nie zawsze w tym samym znaczeniu. Oto jeden mówi o kimś jako o klasycznym kombinatorze z wielkim podziwem, drugi oburza się, że można dobrze się wyrażać o kombinatorach. Tymczasem nieporozumienie polegało na dwuznaczności wyrażenia „klasyczny kombinator”. Dla pierwszego to zawodnik specjalizujący się w konkurencji narciarskiej, która nazywa się kombinacją klasyczną, dla drugiego – ten, co kombinuje, czyli nicpoń. Znany zwrot komentatora sportowego dotyczący wybitnego kolarza szosowego lat 70. XX w.: A oto, Proszę Państwa, Stanisław Szozda, cudowne dziecko dwóch pedałów. Przykłady tego rodzaju sporów, których źródłem są wieloznaczne terminy, można mnożyć w nieskończoność. Trudności nastręczają jednakże nie tylko pojedyncze słowa. Niewłaściwe użycie składni języka polskiego prowadzi do niezamierzonej dwuznaczności lub wieloznaczności całego zdania. Powiedzenia takie nazywamy amfibolią albo amfibologią. Zygmunt Ziembiński w „Logice praktycznej” podaje przykład amfibologii, zaczerpnięty z praktyki sądowej: Oskarżony oddał do nielegalnego garbowania, oprócz skóry swojej własnej – cielęcej, także skórę swojej matki – wołową. W tym wypadku jeszcze wiadomo, co miał na myśli mówiący i śmiejemy się tylko z niezdarności wypowiedzi. Takiej rozbieżności oczywiście można uniknąć wyjaśniając znaczenie terminów, które nasuwają, albo nawet w przyszłości mogą nasunąć niejednoznaczną interpretację. Amfibolii natomiast pozwoli się ustrzec wzmożona kontrola własnych wypowiedzi z jednej strony, sygnalizowanie zauważonych amfibolii u innych – z drugiej. Ale mimo wszystkich ostrożności zdarza się dość często, że ani mówiącemu, ani słuchającemu na myśl nie przychodzi, że padł wieloznaczny termin czy amfibolia i rozpoczyna się logomachia (walka na słowa) trwająca dopóty, aż nieporozumienie nie zostanie wyjaśnione. Ale wyjaśnić nieporozumienie można tylko wtedy, gdy mówiący zawsze wie, o co mu chodzi. A to niestety nie zawsze się zdarza. Jeżeli zaś w dyskusji potrafimy na każde żądanie powiedzieć innymi słowami to, co budzi jakiekolwiek wątpliwości słuchacza, niestraszne będą wieloznaczności, amfibolie. Praca domowa: Proszę oczywiście o przykłady językowych dwuznaczności – tych celowych i tych niezamierzonych. Post scriptum: Stawiając wielkie wymagania sobie, winniśmy pobłażanie innym. Nie jest bowiem naszym zadaniem „czepianie się” słów wieloznacznych, wyśmiewanie amfibolii, jeżeli z kontekstu doskonale wiadomo, o co chodzi. Podobnie, jak z fotki zamieszczonej obok.
|
Komentarze