Komentarze
- W niedziele po kościele. Lekcja wdzięczności i pok...
Jest powiedzenie: "człowiek wart jest nie tyle ile ma dóbr materialnych czy tyle jak jest mocny lub ...
- niepokorny - Organika – wernisaż
Gdzie ta wystawa i do kiedy ?
- niepokorny - Przemówienie Burmistrza Jakuba Jakubowskiego z oka...
więc wracaj, gdzie twoje korzenie.
- zimny - Przemówienie Burmistrza Jakuba Jakubowskiego z oka...
Naprawdę?. Ulica Między Bogiem a Prawdą. Na tej ulicy jest siedziba Proboszcza i Prokuratora można w...
- pioter - Przemówienie Burmistrza Jakuba Jakubowskiego z oka...
Bywało. Dawno temu. Obecny burmistrz nie potrzebuje pomocy w napisaniu przemówienia. Dementuję stano...
- akotyla
Dopełniacz czy biernik czyli o rządzie czasownika |
Andrzej Kotyła | |||
środa, 10 października 2012 10:11 | |||
Wywołany onegdaj do tablicy przez czytelnika o kryptonimie „krytyk”, podejmuję dość trudny, ale zarazem ciekawy temat z językoznawczego działu fleksja (czytaj: odmiana wyrazów). Moi uczniowie klasy V wiedzą, że w języku polskim istnieją trzy typy związków wyrazowych:
Każdy czasownik wymaga, aby określający (dopełniający) go rzeczownik wystąpił w ściśle określonym przypadku. I tak np. dopełniacza wymaga – a w gwarze językoznawczej dopełniaczem rządzi – czasownik „szukać” (kogo?, czego?) – „przyjaciela”, „szczęścia”, itd. Celownikiem rządzi np. czasownik „przyglądać się” (komu?, czemu?) – „dziewczynie”, „budynkowi”, itd. Biernika pragnie nieodparcie czasownik „widzieć” (kogo?, co?) – ucznia”, „samochód”, itd. przy czym w przypadku rzeczowników nieosobowych biernik przeważnie bywa równy mianownikowi. Narzędnika oczekuje czasownik „iść” (z kim?, z czym?) – „z kolegą”, „z bagażem”, itd. Miejscownikiem zaś satysfakcjonuje się czasownik „plotkować” (o kim?, o czym?) „o nauczycielu”, „o wypadku”, itd. Wszystko byłoby proste, gdyby nie fakt, że wiele czasowników ma zdolność rządzenia dwoma a nawet kilkoma przypadkami, a niektóre z nich wykazują tendencję do rządzenia dwoma przypadkami jednocześnie! W tym momencie zaczyna się najważniejsze: dopełniacz czy biernik? Apel mojego respondenta brzmi: Panie Andrzeju, proszę „skrobnąć” jakiś tekścik o „wymierających” dopełniaczach, „mordowanych” wszem i wobec przez bierniki. Ja już nie mogę znieść tego nieodróżniania kogo? czego? od kogo? co? Np.: „Potrzebuję papier do drukarki.” Pozdrawiam. Ja też pozdrawiam i wyjaśniam: Jeśli „potrzebuję”, to biernik, a zatem: „potrzebuję papier” jest jak najbardziej uprawnione aczkolwiek nieco archaiczne. Jeżeli natomiast czasownik ten zaopatrzymy w partykułę przeczącą „nie”, to dopełniacz, więc: „nie potrzebuję papieru”. Mógłbym na tym właściwie poprzestać, ale postanowiłem drążyć zagadnienie. JEDNAKŻE JEŚLIŚ CZYTELNIKU MIŁY JUŻ SIĘ ZNUŻYŁ, TO RADZĘ W TYM MOMENCIE PRZEJŚĆ DO JAKICHŚ CIEKAWSZYCH TEMATÓW, PONIEWAŻ TEN NAJPRAWDOPODOBNIEJ NIE JEST DLA CIEBIE!!! Czy mówi się poprawnie: „obecnie robotnicy nie muszą narażać swego życia” czy „swe życie”? Dopełnienie zależy bezpośrednio od czasownika narażać, który rządzi biernikiem, przed nim jednak jest wyrażenie „nie muszą”, powstaje więc wątpliwość, czy nie powinno to wpłynąć na nadanie dopełnieniu formy dopełniacza, a nie biernika. W bezpośrednim odczuciu dopełniacz brzmi lepiej, powie się raczej: „nie muszę narażać życia”. Tak samo w innym zdaniu: „nie ma sensu zatruwać sobie tym całego życia” raczej niż „całe życie”. Natomiast w zdaniu „czy nie powinien porozmawiać z nią, wzbudzić w niej wiarę i wzmocnić nadzieję?” lepszy jest biernik ,,wiarę”, „nadzieję” niż ewentualny dopełniacz. Dopełnienie jest dość daleko od wyrażenia „nie powinien”, jest od tego wyrażenia przedzielone słowami „porozmawiać z nią”, a w dodatku zdanie ma formę pytającą, co osłabia impet przenoszenia wpływu partykuły „nie” na odległe dopełnienie. W ogóle rozszerzanie składni dopełniaczowej z czasowników wprost zaprzeczonych na czasowniki tylko poprzedzone wyrażeniami treści negatywnej odbywa się samorzutnie, przez niekontrolowaną analogię. Zastanowienie się nad budową zdania trochę tę skłonność hamuje. Jeślibym napisał zdanie: „nikt nie jest zobowiązany znać wymowę wszystkich języków europejskich”, ktoś mógłby zapytać mnie, czy nie lepiej by było napisać: „wymowy” zamiast: „wymowę”. Nie wydaje mi się, żeby to było lepiej. Zdanie można podzielić na grupy logiczne z jednej strony „nikt nie jest zobowiązany”, z drugiej – „znać wymowę”. Przerzucanie mechanicznego działania partykuły „nie” przez granicę logiczną dzielącą zdanie na człony nie jest konieczne. Anegdotki nie będzie, bo się rozgadałem. Zadanie domowe:
Post scriptum: Coś mi się zdaje, że moje wywody „krytykowi” i wielu innym Czytelnikom będą nie w smak. Mam też okrutnie smutną konstatację, iż najprawdopodobniej zwycięży wzmiankowane „bezpośrednie odczucie” (jak u „krytyka”) i rozpowszechnione użycie usankcjonowane obyczajem, który nie zawsze liczy się z regułą.
|
Komentarze
Nikogo nie strofuję, tylko zwracam uwagę, że rubryka „Aby Jezyk…” powstała po to, aby rozmawiać o języku. Moja uwaga nie jest reprymendą, nie knebluje, nikomu nie odmawia prawa wyrażania poglądów, ale, na Boga!, Panowie! Nie musicie wyrażać swych odkrywczych przekonań wszędzie i na każdy temat.
Na koniec Pańskiego wywodu pojawia się recenzja: „Pana wykład o polskim języku, mimo pełnej profesjonalności, jest mało przekonywujący. Brak w nim życia, brak radości, zimny uniwersytecki tekst…” Mój tekst (a nie wykład) nie miał być radosny i nie jest, nie miał być w pełni profesjonalny a tym bardziej uniwersytecki i taki także nie jest. Chyba mało miał Pan okazji do styczności z tekstami uniwersyteckimi. Jest to tekst popularnonaukowy, a zatem mający na celu popularyzację wiedzy, a raczej pewnych zainteresowań. Zainteresowań językowych. Wyłącznie. W związku z tym wciskanie bałamutnych exemplów o jakimś drugim dnie jest tu co najmniej nie na miejscu. Z panem Zdziarskim w ogóle nie będę polemizował, gdyż jego mentalność jest w tak dalekim stopniu oddalona od mojej, że nie jestem w stanie w żaden dostępny mi sposób ogarnąć jej. Miłego dnia.