Komentarze
- Dlaczego z ulicy Wyszyńskiego wykonawca „zrywał as...
Przejeżdżając dzisiaj ulicam Radzynia zobaczyłem wściekłość kierowców. Ulica Warszawska nieprzejezdn...
- task55 - Wieczór z kulturą żydowską
pomagają w pokojowych kontaktach z narodem palestyńskim. Jak widać, niektórym to nie przeszkadza.
- zimny - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Poprzednicy pozostawili swoich na czatach.
- eSPe - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Związki zawodowe w Urzędzie Miasta, co Wy tam szanowni gospodarze robicie że pracownicy muszą związk...
- LomoZ - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Takie tam tłumaczenie się z chęci bycia medialnym w TVN. Żałosne
- LomoZ
Zanim zaczniesz szukać przodków |
Dariusz Magier | |||
sobota, 15 sierpnia 2009 00:44 | |||
Obserwuję u ludzi wzrost zainteresowania własnymi korzeniami, losem rodziny, przeszłością przodków. To bardzo pozytywne, bo nie masz gorszej rzeczy nad świadomość, że przed tobą nie było niczego i że po tobie też zapewne nic nie zostanie. Brak przekonania o tym, że non omnis moriar, potrafi zamienić jesień życia w horror codziennego strachu przed nicością. Socjolog Neil Postman napisze, że „znajomość korzeni to nie tylko wiedza o tym, skąd pochodził twój dziadek i co musiał przejść. To również wiedza o tym, skąd pochodzą twoje idee i dlaczego w nie wierzysz, wiedza o tym, skąd pochodzi twoja wrażliwość moralna i estetyczna. To wiedza o tym, skąd pochodzi twój świat, a nie tylko twoja rodzina”. Z racji uprawianej profesji, spotykam wiele osób, które teraz pragną dotrzeć do wiadomości o przodkach („a nuż płynie we mnie błękitna krew herbowych praszczurów?”). Gdzie jednak ich poszukiwać, skoro nader często zdarza się, że nie znamy nawet imienia własnego pradziadka, nazwiska rodowego babki, prababki. W sprzedaży natrafić możemy na specjalne księgi kronik rodzinnych, a najróżniejsze pseudopoważne przedsięwzięcia typu: „zamów jedyną w swoim rodzaju Wielką Księgę Rodziny Takich-a-takich, sporządzaną specjalnie z myślą o Tobie, za jedynie 150 zł”, mogą narazić łatwowiernych jedynie na koszta nie dając niż konkretnego w zamian. Gdzież więc dociekać przeszłości, gdy nie staje rodzinnych opowieści, fotografii, dzienników, pamiętników, wspomnień? Pozostają żmudne i czasochłonne osobiste poszukiwania w materiałach archiwalnych lub kasochłonne zlecenia tego fachowcom. Proponuję zaoszczędzić nieco grosza i samemu rzucić się w wielce pouczający wir celulozowego szaleństwa wśród pożółkłych kart – namacalnego dowodu ciągłości dziejów. Poniżej kilka uwag dotyczących istoty badań genealogicznych i porad, które mogą pomóc w próbie badań nad przeszłością własnej familii. Greckie słowo „genealogia” oznacza badanie dziejów grupy ludzi związanych pokrewieństwem, tj. stosunki tego pokrewieństwa, daty narodzin, ślubów, zgonów, dziedzictwo kulturowe owej grupy, przekazywane z pokolenia na pokolenie i czy ma ono (a jeśli tak, to jaki) wpływ na mentalność poszczególnych jednostek. Grupa ludzi związanych wspólnotą krwi to „ród”, a podstawową najmniejszą komórką rodu jest „rodzina”. No i jesteśmy w domu, bowiem teren ten jako tako powinni znać wszyscy. Każdy z nas ma ojca, dziadka, pradziadka itp. itd. Stosunek genealogiczny osób następujących po sobie kolejno, jak w przykładzie odnotowanym w poprzednim zdaniu „zwiemy filiacją”. Innymi słowy, np. z moim synem łączy mnie filiacja. Warunkiem jej zaistnienia było jednak znalezienie białogłowy, która stałaby się matką dla mego przyszłego dziecka. Związek dwojga ludzi odmiennej płci to natomiast „koalicja”. Całość stosunków genealogicznych, które są wynikiem filiacji i koalicji zwiemy w genealogii „pokrewieństwem” (consanquinitas) i „powinowactwem” (propinquitas). Krewnymi są dla nas wszyscy ci, z którymi łączą nas więzy krwi, czyli pochodzenie od wspólnego przodka. Z kolei powinowatymi są dla mężczyzny np. przedstawiciele rodziny jego żony. Wszystkie te stosunki rodzinne staną się przedmiotem naszych badań, jeśli tylko zdecydujemy się zagłębić w toń historii własnej rodziny. Będziemy musieli ustalić fakty filiacji, chronologię najważniejszych wydarzeń, przynależność klasową lub stanową, stan majątkowy konkretnych osób, zawód, wyznanie. Przy okazji policzymy stopnie pokrewieństwa czyli odległości genealogiczne dzielące poszczególnych krewnych. Pamiętać należy, że pokrewieństwo w linii prostej liczone jest jednakowo we wszystkich ustawodawstwach. Podlicza się po prostu generacje i odejmuje jedną. Ojciec i syn są więc krewnymi I stopnia, dziadek i wnuk – II itd. Różnie natomiast liczone jest pokrewieństwo w linii bocznej. Prawo cywilne, wywodzące się z rzymskiego, mówi, że liczba określająca stopień pokrewieństwa równa jest sumie osób liczonych w liniach prostych (bez wspólnego przodka). Stąd rodzeństwo spokrewnione jest w tym wypadku w II stopniu: „brat + siostra (bez ojca) = 2”, a bracia stryjeczni w stopniu IV: „oni(2) + ich ojcowie(2) = 4”. Prawo germańskie (oraz cywilne i kościelne w odniesieniu do prawa małżeńskiego) ustala stopień pokrewieństwa poprzez sumowanie pokoleń (bez pokolenia wspólnego przodka). Tym samym w prawie germańskim rodzeństwo łączy I stopień pokrewieństwa, a rodzeństwo stryjeczne – II: „pokolenie braci stryjecznych + pokolenie ich ojców = 2”. Chcąc obliczyć stopień pokrewieństwa dwóch osób z linii bocznych nierównych, np. wuja z bratankiem, pod uwagę bierze się linię młodszą, a więc w przykładzie powyższym – II stopień pokrewieństwa. Badacz dziejów własnego rodu, czyli probant, chcąc wyobrazić je wizualnie, umieszcza swych przodków na tablicy descendentów (drzewie genealogicznym) bądź na tablicy ascendentów (wywody przodków). Drzewo genealogiczne obejmuje skrupulatnie jedynie linię męską rodu, natomiast tablica ascendentów zestawia przodków probanta zarówno po mieczu jak i po kądzieli. Mając opanowaną teorię badań genealogicznych zechcemy zapewne zmierzyć się z materiałem archiwalnym, który powinien dopomóc nam w wyłonieniu przodków z mroku dziejów. Pamiętać trzeba, że badania genealogiczne zaczynamy od najbliższych krewnych probanta. Badamy domowe archiwum, „skanujemy” pamięć rodziców i dziadków, gromadzimy imiona pradziadów, ich rodzeństwa, dowiadujemy się skąd pochodzili, gdzie przychodzili na świat, jakiego byli wyznania, a przez to do jakich parafii, zborów czy gmin wyznaniowych należeli. Dopiero wówczas, zaopatrzeni w tę wiedzę, która stanowić będzie odskocznię do konkretnych kwerend archiwalnych, możemy rozpocząć drugi etap prac. Główne źródło do badań genealogicznych stanowią dziś akta metrykalne, które sporządzane są skrupulatnie od początku XIX w. W myśl Kodeksu Cywilnego Księstwa Warszawskiego w 1809 r. powołano do istnienia urzędy stanu cywilnego, które na podobnych zasadach funkcjonowały do 1945 r. Urzędnikami stanu cywilnego byli duchowni wyznań chrześcijańskich, którzy pełnili obowiązki religijne. Prowadzili oni księgi urodzeń, małżeństw i zgonów. Do roku 1825 w tych samych księgach odnotowywali również naturalny ruch ludności niechrześcijańskiej na swoim terenie. Po tej dacie urzędnikami stanu cywilnego uczyniono również przedstawicieli innych wyznań. Księgi metrykalne sporządzane były w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach. Jeden pozostawał w kancelarii parafialnej lub gminie wyznaniowej, drugi zaś przekazywano na wieczyste przechowywanie do sądów pokoju. Księgi pozostawione w poszczególnych parafiach, o ile ich archiwa prowadzone były należycie, powinny znajdować się tam do tej pory. Duplikaty natomiast po II wojnie światowej znalazły się w gestii urzędów stanu cywilnego, skąd po 100 latach od ich wytworzenia przekazywane są do archiwów państwowych. Na terenie Lubelszczyzny jest to Archiwum Państwowe w Lublinie. Po 1.01.2009 r. znajdą się więc tam akta metrykalne spisane do roku 1908 włącznie. Dodać należy, iż do lat siedemdziesiątych XIX wieku księgi te w Królestwie Polskim pisane były po polsku, potem po rosyjsku, co może sprawić nieco kłopotu z ich odczytaniem, zwłaszcza, że nie każdy ksiądz był mistrzem kaligrafii. Studiując metryki chrztów, małżeństw i zgonów dosyć łatwo jest wniknąć w głąb historii własnego rodu co najmniej 7 pokoleń wstecz. Dzieje wcześniejsze, o ile nie nosimy nazwiska: Zamoyski, Radziwiłł, Potocki etc. i przodkowie nasi nie piastowali jakichś ważniejszych urzędów, odtworzyć będzie już znacznie trudniej. Archiwalia pozostające w gestii archiwów państwowych potrafią dać nam również odpowiedź na pytanie dotyczące kondycji majątkowej naszych przodków. Osoby mogące poszczycić się szlacheckim pochodzeniem (tylko znaczniejsze rody) mogą liczyć na nielicznie zachowane archiwa rodzinno- majątkowe, pozostali na dziewiętnastowieczne akta uwłaszczeniowe (tabele likwidacyjne) oraz akta miast, starostw, gmin i urzędów ziemskich (akta scaleniowe, księgi podatkowe, akta meldunkowe). Wszystkich zainteresować zaś powinny księgi notarialne prowadzone niemal od początku XIX w. Praca genealogiczna to studium przestrzeni i czasu, historii i teraźniejszości, spojrzenie na twarze współczesnych poprzez oblicza ich przodków. Opisuje ona więzi łączące ludzi nierzadko rozproszonych po świecie, dla których świadomość posiadania wspólnej „kolebki” jest ukojeniem w szybkim rytmie współczesnego życia. Owocem poprawnie przeprowadzonych badań genealogicznych może być NASZA WŁASNA HISTORIA, która – jeśli nawet niezbyt długa, 100, 200-letnia – w świecie zmieniających się jak w kalejdoskopie obrazów, wydarzeń i sensacji goniących jedna drugą, niczym przerzucane w telewizji kanały, w rzeczywistości upodabniającej się coraz bardziej do teledysku, nawet doprowadzone „tylko” do końca XVIII w. drzewo genealogiczne może robić wrażenie.
|