Już niedługo
Zobacz wszystkie
Reklama
Komentarze
- Od 2 stycznia pojedziemy PKS-em na pociąg!
znoszą ofiary dziękczynne
- zimny - Od 2 stycznia pojedziemy PKS-em na pociąg!
mam rozumiec że mieszkańcy radzynia w związku z projektem uruchomienia komunikacj podmiejskiej do pk...
- winiek8 - Za nami Radzyński Jarmark Bożonarodzeniowy połączo...
Świąteczny to czas ... Wigilii to czas ... Tyle było przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia Były rek...
- Mar Pol - Od 2 stycznia pojedziemy PKS-em na pociąg!
Pierwszy autobus to jeździł od stacji przez Białkę, miasto do Zabiela/mleczarni (część kursów kończy...
- keiichi - Od 2 stycznia pojedziemy PKS-em na pociąg!
za złego PRL było dwa autobusy podmiejskie , pierwszy mniej więcej co godzinę jeździł od stacji PKP ...
- komentator
Wspomnienia zza granicy |
Anna Małoszewska | |||
sobota, 06 lipca 2013 14:27 | |||
Ula i Dorota. Dzieli je kilka lat, ale łączy to, że opuściły Radzyń i wybrały życie za granicą. Jedna na krócej, druga na dłużej. Obie już wróciły i zgodziły się opowiedzieć o wrażeniach. Ula: Spontaniczna decyzja - Najbardziej tęskniłam za kuchnią mojej mamy zwłaszcza, kiedy była Wielkanoc i rozmawiałam z rodziną przez Skype, oni pokazywali mi pyszne dania (mięso w Rosji jest dużo droższe), a my musieliśmy się zadowolić resztkami konserw, które nam zostały jeszcze z Polski. Decyzję o wyjeździe do Moskwy podjęła na początku drugiego roku studiów. Spontanicznie złożyła podanie, kiedy pojawiła się informacja o stypendium. Wyjechała w marcu, razem z koleżanką z roku. Zaraz po wejściu do autobusu okazało się, że jadą z nimi jeszcze trzy studentki z innego uniwersytetu. - Załatwianie formalności wiązało się z wykupieniem ubezpieczenia, złożeniem wniosku o wizę w ambasadzie Rosji w Warszawie i odebranie jej kilka dni później, i kupienie biletu. Właściwie tylko tyle, ale na zaproszenia potrzebne do wyrobienia wizy czekaliśmy bardzo długo, w sumie ok. 2 miesięcy. Przez pierwsze dni w Moskwie, w akademiku, Uli chciało się płakać. Była załamana warunkami, jakie zastała. Nie rozumiała ludzi. Później było już tylko lepiej. Teraz sama nie może uwierzyć w to, że mogło jej się tam chociaż przez chwilę nie podobać. Powrót do Polski? - Trudno było wrócić do rzeczywistości, szczególnie, że człowiek na takim wyjeździe życie na luzie i kompletnie bezproblemowo. Ale wystarczyło tylko kilka dni, spotkania z przyjaciółmi, którymi długo nie widziałam i czułam się już jak dawniej.
Dorota: Innej opcji nie było - Poleciałam na trzy lata. Za głosem serca. Mój mąż, jeszcze wtedy narzeczony, pracował w Australii dziewiąty rok, więc kiedy mi się oświadczył, oczywiste było, że lecę do niego. Trochę się zawahałam na lotnisku, ale po prostu tęskniliśmy do siebie. Przez pierwszy rok Dorota chodziła na kursy angielskiego i pierwszej pomocy. Tak, jak Ula, poznała wielu ludzi. - Ci z różnych stron świata byli fajni, bo Australijczycy troszkę byli zamknięci w sobie. I podobnie jak Ulę, spytałam Dorotę, co ją najbardziej urzekło za granicą. - Sztuka malowania obrazów przez Aborygenów, skały przy plaży w Terrigal, Opera w Sydney. Z drugiej jednak strony, wszystko drogie, daleko od siebie, a na ocean i plaże już się napatrzyłam. W przeciwieństwie do Uli, Dorota nigdy w życiu nie chciałaby tam wrócić. Chyba, że na chwilę, do przyjaciół. Wróciła tutaj szczęśliwa, bo tęskniła za rodziną, przyjaciółmi, jedzeniem, zadbanym wyglądem ludzi na ulicy. Czuła, że znów jest u siebie. Ale nie zgadza się ze mną, że wyjazd za granicę wymaga odwagi: Myślę, że należy próbować różnych rzeczy tak, aby zawsze można było zrobić krok wstecz. Nie palić mostów za sobą. Dużo zależy od możliwości i osobowości. Ja wyjechałam, ale ciągle starałam się nie zaniedbać siebie. Cudownie było też pewnego razu wyjechać na 12 dni nad totalny ocean i pobyć z tubylcami, bez komórki, laptopa, tylko z książką - kończy.
|
Komentarze