Komentarze
- Dlaczego z ulicy Wyszyńskiego wykonawca „zrywał as...
I tak jest codziennie. Ruletka albo totolotek. Nigdy nie wiadomo, która ulica, na którym odcinku i w...
- rogazzzo - Dlaczego z ulicy Wyszyńskiego wykonawca „zrywał as...
Przejeżdżając dzisiaj ulicam Radzynia zobaczyłem wściekłość kierowców. Ulica Warszawska nieprzejezdn...
- task55 - Wieczór z kulturą żydowską
pomagają w pokojowych kontaktach z narodem palestyńskim. Jak widać, niektórym to nie przeszkadza.
- zimny - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Poprzednicy pozostawili swoich na czatach.
- eSPe - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Związki zawodowe w Urzędzie Miasta, co Wy tam szanowni gospodarze robicie że pracownicy muszą związk...
- LomoZ
Radzyń 20 lat temu - dziecięce wspomnienia |
Mariusz Szczygieł | |||
środa, 06 maja 2009 00:00 | |||
{xtypo_dropcap}K{/xtypo_dropcap}ilka dni temu, przy okazji pisania artykułu o radzyńskich obchodach Święta Pracy, poprosiłem czytelników o podzielenie się swoimi przeżyciami z ubiegłych lat. Chciałem, żeby cofnęli się w swojej pamięci i przekazali młodemu pokoleniu Radzyniaków, jak kiedyś wyglądało nasze miasto, co wspominają z nostalgią, czego im brak... Obłuda, fałsz, zmuszanie do uczestniczenia w uroczystościach, popromienna chmura z Czarnobyla- tak okres swojej młodości wspominają Radzyniacy- a jak pamiętam to ja? W 1986 roku chodziłem do "zerówki". Gorący kwiecień tamtego roku pamiętam bardzo dobrze. Żar z nieba, ja na zielonym rowerku. I helikopter, który wylądował 50 metrów ode mnie. Wyskoczył z niego jakiś człowiek i pobiegł przez łąkę. Kilka dni później w szkole, pielęgniarka przyniosła strzykawkę, kieliszek i jakiś brązowy płyn w butelce. Każdy musiał wypić kieliszek tego specyfiku, a potem jeden przez drugiego ubarwialiśmy nim umywalkę... 1 maja maszerowaliśmy już w pochodzie na stadion, machając chorągiewkami i śmiejąc się radośnie. Po co w Radzyniu helikopter? Po co ten paskudny płyn? Wtedy tego nie wiedziałem- miałem 6 lat, a przecież to dzieciom najbardziej szkodziły wyziewy Czarnobyla. Ale o tym dowiedziałem się kilkanaście lat później. Pamiętam jak biegaliśmy "do Felka" na wodę z sokiem- na lśniącym zlewozmywaku (bo tak to chyba można określić) był kran, na nim butla z sokiem. Obok kranu odwrócone dnem do góry szklaneczki. Z kranu płynęła woda gazowana. Była woda z sokiem i bez soku. Po wypiciu oddawaliśmy szklanki sprzedawcy, a on szybciutko mył je strumieniem wody wytryskującym do góry ze "zlewozmywaka". Cud, miód, malina :) Taki saturator z górnej półki. Pamiętam jak zbieraliśmy wszyscy puszki po piwie i napojach... i paczki po papierosach. W każdym domu na meblach stała galeria puszek. Najlepiej mieli ci, których krewni wyjeżdżali za granicę. Mieli najlepsze okazy. Wszyscy traktowaliśmy puszki jak skarby. Puste paczki po papierosach to odrębny temat. Najlepiej prezentowały się na słomiance powieszonej na ścianie. Delikatnie przyczepione szpileczką, dumnie prezentowały swoje walory. "Marlboro", "Camel"... hity, albo "KOCMOC" (kosmos)- niespotykana już dzisiaj radziecka marka. Zbieraliśmy też wszyscy historyjki z gum do żucia. Turbo i Donald. W trakcie przerw pomiędzy lekcjami w szkole kwitł handel wymienny. Kolekcje rosły do potężnych rozmiarów. Numer 57 to BMW- pamiętam do dziś :) Kolorowe długopisy, które udało się kupić w sklepie papierniczym naprzeciwko kościoła św. Trójcy, najlepiej pisały po gumie w kapslu po piwie. Malowaliśmy nimi flagi różnych państw, dookoła pisaliśmy nazwisko kolarza... i graliśmy na trasie wyrysowanej na ziemi w kapsle- istny Wyścig Pokoju. Rowerek! Beczułka! Palce bolały od "pstrykania" :) Pamiętam jak czekaliśmy na kolejny odcinek "Czterech pancernych i psa", na "5, 10, 15" w sobotę i na bohaterskiego Kapitana Klossa. Śpiewaliśmy przeboje Natalii Kukulskiej (z wielkimi brylami na nosie- zupełnie innej niż dzisiaj). Pamiętam smak fioletowej gumy do żucia, bez historyjki, o zgrozo!, przywiezionej przez sąsiada z Kanady. Pamiętam jak chodziłem do PSS-u po zakupy, a obok kasjerki stał słoik z wyciętymi kartkami na mięso, cukier, itp. Żółty ser był wtedy tańszy niż wędliny, a pasztetowa miała lepszy smak niż dzisiejsza szynka... Mleko było w szklanej butelce, miało kapsel z pazłotka, a wszystko pakowało się do szmacianej torby uszytej przez mamę. Nie uczyli nas ekologii, a i tak byliśmy ekologiczni (po 20 latach wracamy znowu do toreb...) Jak widać, w dziecięcych wspomnieniach nie ma obłudy tamtych lat, nie czuło się przymusu. W sklepach nie było wielu rzeczy znanych z dzisiejszych półek, ale nie było też dzisiejszych problemów. Nie wyczuwało się zwierzęcego pędu, ciągłego braku czasu i pracy ponad siły. Był za to szacunek do starszych, a nauczyciel w szkole był wzorem. Ludzie potrafili cieszyć się z małych- wtedy wielkich rzeczy. Wydaje się, że życie toczyło się spokojniej i ludzie patrzyli na siebie w inny sposób- cieplejszy. I chyba tego dzisiaj mi brak... A najbardziej brak mi smaku kefiru z ziemniakami, podawanego w barze mlecznym na ulicy Ostrowieckiej (obok "Polonii)- takiego kefiru już nigdy nie będzie...
|
Komentarze