Radzyń Podlaski - Nasze miasto z dobrej strony! Mamy 22 grudnia 2024 imieniny: Franciszka, Bożena, Zenon

Reklama

Wojenna tułaczka Alfonsa Szabrańskiego

franekdolas55   
niedziela, 11 stycznia 2009 01:00

IMG_3015{xtypo_dropcap}W{/xtypo_dropcap} maju 1999 roku zmarł Alfons Szabrański - legionista, podoficer kawalerii w 13 Pułku Ułanów Wileńskich - Nowa Wilejka, żołnierz AK oddział Lwów. Za zasługi został odznaczony krzyżem walecznych, medalem 10-lecia, medalem ochotnikowi za rok 20, medalem AK.


Wspomnienia zostały spisane w całości w 1956 roku.


- Witam uprzejmie, podobno przeżył Pan ciekawą historię w swoim życiu, czy może Pan nam ją opowiedzieć?


- Tak, to jest historia mojego życia. W wieku 16 lat związałem się z wojskiem. Mieszkałem w małej wiosce w okolicy Radzynia Podlaskiego na Lubelszczyźnie o nazwie Bedlno Radzyńskie. Tam wraz z rodzicami i bratem starszym o 3 lata - Romanem, uprawialiśmy ziemię, aż do roku 1914. Pamiętam, że w tym czasie powołano Tatę do wojska CK do 8 Dywizji Piechoty, a bratu mama kazała uciekać przed poborem do Ciotki do Brześcia Litewskiego. W lutym 1915 matka dowiedziała się, że brata wcielili do dragonów i wysłali na front. W maju 1915 roku wrócił do domu nasz sąsiad wcielony z ojcem do CK. Z informacji uzyskanych od sąsiada dowiedzieliśmy się, że uciekł z piekła pod Gorlicami oraz że był świadkiem postrzelenia ojca w pierś. Sąsiad nie potrafił powiedzieć, czy ojciec przeżył, bo przez jakiś czas musiał ukrywać się u ludzi w wiosce.


W czerwcu otrzymaliśmy list od brata, w którym opisywał, że jest na froncie i że walczył w bitwie pod Gorlicami (w okolicach Tuchowa). Z dalszej części listu dowiedzieliśmy się, że za swoją odwagę otrzymał awans i został wysłany do 70 Dywizji piechoty (pułku nie pamiętam). Po przeczytaniu listu, matka płakała nocami i modliła się, żeby ojciec i brat nie powystrzelali się nawzajem. 
Otrzymaliśmy jeszcze kilka listów od brata adresowanych z głębi Rosji. Z ich treści wynikało, że wojska Rosji były pokonane pod Gorlicami i w związku z tym, musieli się cofnąć. W liście otrzymanym we wrześniu czytaliśmy, że brat jest w Rydze i ma się dobrze. W tym samym czasie czekaliśmy na jakieś wiadomości od ojca, ale nic nie dostawaliśmy…
Nie wiedzieliśmy co, się z nim stało po tej bitwie, czy żyje i czy naprawdę dostał w pierś.

Do sierpnia przez tereny Bedlna przeszły wojska niemieckie oraz austriackie i udały się w kierunku wschodnim.

I wtedy zobaczyłem też legiony polskie - po raz pierwszy w życiu widziałem polskie wojsko. Dwa tygodnie później w nocy do domu przyszło kilku żołnierzy. Obudziły mnie krzyki i rozmowy, zza pieca widziałem szare mundury podobne do niemieckich i stojące pod drzwiami karabiny. Mama strasznie się cieszyła i biegała koło tych żołnierzy co mnie zdziwiło i jak wszedłem do izby to zobaczyłem jak ojciec siedzi przy stole z kolegami i pali fajkę, ale tu była ciekawostka, bo nie poznałem ojca na początku - miał wąsy i brodę, a najbardziej mnie zdziwił orzełek na czapce. Co się okazało, ojciec był w legionach i po walkach pod Gorlicami ranny, odesłany do szpitala już nie wrócił do swojej jednostki, tylko poszedł do Legionów i szedł na Lwów. Matka pamiętam mówiła o bracie, że walczył w tej bitwie co ojciec, że teraz jest w Rydze i żeby na niego uważać. Około 5 rano ojciec pożegnał się z nami i poszli do Radzynia, do swojej jednostki. Po 2 tygodniach dostaliśmy list od ojca, że jest w Kowlu, i że staje na front. Dwa dni po tym jak ojciec napisał pojawił się uciekinier od Cara, który służył z moim bratem. Rozmawiał z matką ponad 5 godzin, chciał troszkę jedzenia, bo szedł do domu do Zawieprzyc - nawet zostawił w domu swój mundur i matka dała mu spodnie i koszule brata. Wtedy zabrałem swoją pierwszą w życiu szablę (wisiała na ścianie) - to ta dragona, którą zostawił, reszta jego rzeczy się nie zachowała. Ale to mnie natknęło chyba do tego, że będę żołnierzem (śmieje się pan Alfons). Dowiedziałem się że 4 pułk Legionów, w którym był ojciec, walczy w okolicach Kowla i znowu matka płakała, że mogą się z bratem pozabijać. Do końca września nie było wiadomości ani od ojca, ani od brata... Matka wychodziła z siebie... Pamiętam jak chodziła do Radzynia i wypytywała wojskowych o to, czy nie wiedzą nic o ojcu, a potem pytała o jeńców. Koło 24 października matka została wezwana na stację PKP w Radzyniu. Poszedłem wraz z nią. Na stacji stał pociąg z żołnierzami i jakiś oficer skierował nas do 4 wagonu. Tam miał ktoś na nas czekać, pamiętam ilu cywili było na stacji, ile kwiatów, jakieś kobiety, co nosiły kartofle i mleko żołnierzom. No... niezapomniane przeżycie miny tych ludzi. W wagonie zobaczyłem ojca jak siedzi na skraju wagonu - był już oficerem w II Brygadzie. Pytałem gdzie jadą i czy widział brata. Pamiętam, że ojciec mówił, że jadą do jakiś Maniewicz, Mancewicz, czy jakoś tak... Potem już nie widziałem ojca i nie było od niego wiadomości przez dłuższy czas. W styczniu 1916 roku powiedziałem matce, że chcę do legionów Polskich, i że chcę walczyć wraz z ojcem. Matka nie oponowała, jednak mówiła mi że za młody jestem i że nie wezmą mnie nawet jakbym chciał. Pojechałem wtedy do Radzynia i rozpytywałem o nabór do legionów jakiś żołnierzy. Kazali mi jechać do Lublina, bo tam jest nabór do wojska, niestety nie udało mi się dostać do wojska i wróciłem do domu. W tym czasie na naszych terenach już pojawiało się wojsko carskie i niemieckie na przemian i tak do 1917 roku.

 

 

Zaloguj się, aby dodać komentarz. Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się.