Komentarze
- Wieczór z kulturą żydowską
pomagają w pokojowych kontaktach z narodem palestyńskim. Jak widać, niektórym to nie przeszkadza.
- zimny - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Poprzednicy pozostawili swoich na czatach.
- eSPe - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Związki zawodowe w Urzędzie Miasta, co Wy tam szanowni gospodarze robicie że pracownicy muszą związk...
- LomoZ - Co to znaczy zniszczyć drzewo?
Takie tam tłumaczenie się z chęci bycia medialnym w TVN. Żałosne
- LomoZ - Dlaczego z ulicy Wyszyńskiego wykonawca „zrywał as...
no właśnie masz rację. pościemiać to można dzień dwa ale nie kilka miesięcy. z normalnej pracy to ju...
- agagr
ABY JĘZYK GIĘTKI... |
Andrzej Kotyła | |
piątek, 31 sierpnia 2012 07:34 | |
„Chodzi mi o to, aby język giętki Powiedział wszystko, co pomyśli głowa: A czasem był jak piorun jasny, prędki, A czasem smutny jako pieśń stepowa, A czasem jako skarga nimfy miętki, A czasem piękny jak aniołów mowa... Aby przeleciał wszystko ducha skrzydłem. Strofa być winna taktem, nie wędzidłem.”
Juliusz Słowacki, „Beniowski”(pieśń V) Zdaję sobie sprawę z faktu, iż tytuł rubryki portalowej na ILEDZISIAJ, jaki proponuję, nie jest zbyt oryginalny, ale też nic równie lapidarnego nie przychodzi mi do głowy. Myślałem: może Językowe kwiatki z radzyńskiej rabatki? Jednak to nawet trafne, ale nazbyt długie, a Mariusz, w długiej rozmowie poprzedzającej niniejszy fakt zaistnienia tego nowego bytu na portalu, przestrzegał mnie słusznie przed zbytnio wydłużonym hasłem rubryki, która właśnie się rodzi. A rodzi się z potrzeby. Pilnej potrzeby ratowania tego, co jeszcze w naszym języku piękne (czytaj: estetyczne), dobre (czytaj: prawidłowe) i ciekawe (czytaj: niesztampowe). A może Czytelnicy zaproponują jakiś lepszy tytuł? Bardzo proszę, jestem otwarty na Wasze pomysły. Ważniejsze jest jednak, by rubryka „żyła", gdyż to właśnie – w intencji redaktora portalu i piszącego te słowa – jest jej intencją pierwszoplanową. Chodzi też oczywiście przede wszystkim o to, by stary polonista mógł się pomądrzyć. W ten sposób uprzedzam złośliwe komentarze osobiste, do których gorąco zachęcam. Obiecuję, że będę je kwitował zawsze tą samą formułą: Pretekstu do dialogu brak. Doroszewskim, Miodkiem ani Bralczykiem wprawdzie nie jestem, ale odpowiem na wszystkie Wasze pytania (z dziedziny poprawności językowej oczywiście), gdyż książki onych dostojnych profesorów, także i zarówno innych, znajdują się w moim posiadaniu. Tyle deklaracji i zapowiedzi, a teraz przechodzę do adremu – jak nie mawiali starożytni Rzymianie. No właśnie – zacznijmy od przerostu formy nad treścią. „Znajdują się w moim posiadaniu" – napisałem z dumą i celowo tym razem przesadziłem z tym posiadaniem. Jeden z moich przyjaciół z lat studenckich zwykł był mawiać, że jak się ożeni, to będzie posiadał żonę codziennie. Dziś, po trzydziestu paru latach nadal jest żonaty (i to z tą samą panią!), ale czy dotrzymuje złożonej wówczas deklaracji? Dwuznaczność i przesada w jednym, nieprawdaż? Jakże jednak często wpadamy w takie pułapki! Marszałek Zych w Sejmie też onegdaj sam się wpuścił, mówiąc: Nie staje mi... w znaczeniu: nie wystarcza. Jeszcze inny mój studencki kumpel, gdy zaczynał jeść, mówił: inauguruję konsumpcję, gdy proponował składkę na flaszkę, pytał: partycypujesz w kosztach? Jego językowe igraszki zakończyły się fiaskiem, gdy dziewczynę, którą namiętnie adorował (jakie one wszystkie były wówczas piękne!), zapytał, czy wieczorem zechce mu udostępnić swoje narządy płciowe. Wziął naonczas w pysk, i słusznie. Kilka lat temu, pracując w pewnej szacownej instytucji, zwanej potocznie „Sorboną" otrzymałem od swego szefa polecenie „dokonania czynności egzaminacyjnych wobec słuchacza, który uiścił czesne". To są właśnie przykłady zgubnego po stokroć przerostu formy nad treścią. A ile ich w dożynkowych na ten przykład przemowach lokalnych (i nie tylko) notabli? Piszcie, podawajcie przykłady, pytajcie – może być ciekawie, a ja ze swej strony obiecuję, że może być także wesoło, wszak wesołość budzą niektóre nasze językowe wyczyny. Azaliż nie należałoby nawiązać do cytowanego fragmentu poematu dygresyjnego naszego wieszcza? „Aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa...". No właśnie. Jest jeszcze conditio, sine qua non (jak mawiali starożytni Rzymianie, czyli: warunek, bez którego nie): głowa musi pomyśleć! Można by jeszcze dywagować w kierunku odwrotnym. Otóż zdarza się, że niejedna głowa nie jest w stanie pomyśleć, co powiedział język, ale nie jest to już zagadnienie natury lingwistycznej, jeno psychiatrycznej, nie będziemy przeto się w nie wgłębiać z nadmierną przesadą. Jeszcze tylko anegdotka i zagadka. Używając świadomie archaicznej i jakże pięknej partykuły „azaliż", która na współczesną polszczyznę tłumaczy się po prostu jako partykuła pytajna „czy", przypomniałem sobie zdarzenie randkowe, podczas którego pewien młodzian zwrócił się do dziewczyny z pytaniem: Azaliż panna pozwolisz? Dziewoja, zarumieniona od uszu po... no, mniejsza o to, odpowiedziała: a zaliż kawaler, a zaliż! W tekście niniejszego felietoniku świadomie popełniłem trzy błędy językowe. Kto je wychwyci? Proszę do tablicy, wszak em belfer z krwi i kości. W ostatnim numerze (miejmy nadzieję, że nie w ogóle) jednego z czołowych periodyków regionu przeczytałem zdanie dotyczące naszego radzyńskiego wybitnego muzyka: „Mieszkańcy powiatu radzyńskiego mogą być z niego dumni, bo od czasów Lipińskiego nie było takiego pianisty". Ależ kochana Pani Redaktor! Lipiński był skrzypkiem! No i zaczęło się! „Jedzmy, nikt nie woła?" To z Mickiewicza, ale przekręcone. Czy ja nigdy nie skończę tego felietonu? Andrzej Kotyła
|
Komentarze