Reklama

Komentarze
- Spacer po Radzyniu, jakiego nie znasz!
Fujarem albo ... jest ten kto go tam wysłał.
- pioter - Spacer po Radzyniu, jakiego nie znasz!
Wczoraj jakiś fujar albo .... zaczął ścinać trzciny na dużym stawie.Jak można w okresie lęgowym ptac...
- radzyniak0000001 - Spacer po Radzyniu, jakiego nie znasz!
A gdyby tak odrestaurować te lochy albo rozbudować to może byłaby to atrakcja turystyczna?
- niepokorny - Spacer po Radzyniu, jakiego nie znasz!
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź
- niepokorny - Spacer po Radzyniu, jakiego nie znasz!
Ile masz lat, że jeszcze wierzysz w bajki? Podziemia wokół pałacu były niczym innym, jak sposobem od...
- kurka wodna
Tomasz Wojciechowski - Hiszpańska Dziewczyna z Seminarium |
Monika Dudzik | |||
sobota, 15 stycznia 2011 17:44 | |||
Słowo o muzyce Muzyka od zawsze obecna była w jego życiu. Ojciec grał na skrzypcach, natomiast starsza siostra przyrodnia zapowiadała się na całkiem niezłą pianistkę. Jednakże ani pianino, ani skrzypce do gustu mu nie przypadły. O wiele większe zainteresowanie wzbudziły natomiast instrumenty tworzące sekcję rytmiczną, a mianowicie perkusja oraz gitara basowa. – Jako, że etat perkusisty w moim pierwszym zespole był silnie obsadzony, pozostał mi bas – wspomina z uśmiechem. Gitara basowa, jak twierdzi, nie należy do instrumentów wdzięcznych pod kątem zespołowego muzykowania, ale też daje bardzo duże możliwości. Tomek miał okazję się o tym przekonać, grając w formacjach reprezentujących różne nurty muzyczne – metal w Seminarium, Nie ma mocnych, krótka (acz intensywna) przygoda z twórczością Jacka Musiatowicza, Luz Band i do tego jeszcze parę pomniejszych projektów. Stan na dzień dzisiejszy to Hiszpańskie Dziewczyny. – Ich „ojcem chrzestnym" jest pan Zbyszek Wojtaś. Sześć lat temu padła propozycja i tak oto w portowym mieście Radzyń powstał zespół szantowy – wspomina Wojciechowski. Dodaje również, że zdecydowanie największe emocje podczas koncertów budzi nazwa kapeli. – Oto przyjeżdża zespół Dziewczyny, na dodatek Hiszpańskie, a tu wychodzi na scenę trzech kolesi w hawajskich koszulach, w tym jeden z wąsami – opowiada. Zapytany o swoje muzyczne wzorce i fascynacje bez wahania wymienia takich wykonawców jak Raz Dwa Trzy, The Doors, Marcus Miller, Tony Levin, Jaco Pastorius, John Deacon i Ann Gail Dorsey. Z dziejów radzyńskiej kaflarni Kaflarnia została wybudowana przez ojca Tomka – Mariana Wojciechowskiego. Był to rok 1958, kiedy to na fali gomułkowskiej odwilży zapaliło się zielone światło dla prywatnych inicjatyw. Żaden lokalny architekt nie podjął się jednak zaprojektowania obiektu, w związku z czym Wojciechowski senior sam we własnym zakresie przygotował niezbędną dokumentację techniczną. Na tajnikach produkcji w zakresie ceramiki znał się dobrze, ponieważ wcześniej pracował w tego rodzaju zakładach w Białymstoku oraz w Siemiatyczach. Technologia produkowania kafli odznacza się tym, że od przeszło stu lat nie zmieniła się. Początkowo interes, którym w miarę upływu czasu zajmować się zaczął również i Tomek, szedł całkiem nieźle, ale lata 90-te przyniosły drastyczne załamanie tego rynku. Wpływ na taki, a nie inny stan rzeczy wpływ miało kilka istotnych czynników – takich jak chociażby to, że w sprzedaży pojawiły się tanie piecyki gazowe, ceny drewna opałowego poszły w górę i tym podobne. Tomek ma nadzieję, że na tym przygoda jego rodziny z ceramiką się nie skończy: - Może niekoniecznie będzie to produkcja kafli, ale coś pokrewnego. Przywrócić blask starym przedmiotom Te stare przedmioty to meble, ale nie tylko. – Chodzi o rzeczy, którym należy się zaszczytne miejsce na półce, ścianie czy innym eksponowanym miejscu. Seryjne produkty, których teraz wszędzie pełno nie są dla mnie – mówi Wojciechowski. Fascynuje go lite drewno, stal, szkło ze śladami użytkowania, które niczym zmarszczki dodają powagi, przedmioty te mają specyficzny zapach minionych już epok i kształt, który wyszedł spod ręki rzemieślnika często przy użyciu prymitywnych narzędzi. – To jest to, co ma duszę i charakter – w oku Tomka pojawia się błysk. Zapytany o swoje największe w tym względzie wyzwanie odpowiada, że jest ono przed nim. Będzie to renowacja pierwszego klubowego urządzenia, jakie wymyślił człowiek, a mianowicie liczącej sobie sto lat pianoli amerykańskiej, która pamięta jeszcze doskonale czasy prohibicji w USA. To bardzo rzadki instrument o mechanizmie składającym się z elementów skórzanych, gumowych, mosiężnych oraz drewnianych, przez co wymaga ogromnej delikatności. W swojej pracy Tomek często sięga po drewno liczące sobie i dwa stulecia. – Jest zupełnie inne i w strukturze, i kolorze niż współczesne, piękne i niepowtarzalne – nie kryje zachwytu. Porozmawiajmy o naszym mieście - Radzyń denerwuje mnie przede wszystkim pod względem architektonicznym, co zresztą jest problemem wielu miejscowości w Polsce – opowiada Wojciechowski. Wymienia w tym miejscu kilka powodów tej irytacji – brak przejrzystości i symetrii, zabudowane śródmieście oraz chaos i dość często również bezguście w budownictwie jednorodzinnym. – Poza tym nie można wiecznie żyć pałacem: „Bo mamy pałac, bo jest piękny, bo coś tam", a dalej długo nic – dorzuca z przekąsem. Kolejna sprawa to problem dość często pojawiający się w towarzyskich pogawędkach, a mianowicie brak tak zwanego lokalu z klimatem, który Tomek opisuje tak: - Knajpka, gdzie moje i nie tylko pokolenie mogłoby przy dobrej muzyce posiedzieć do północy, gdzie czasem zagrałaby jakaś kapela, gdzie można by pooglądać między innymi lokalną twórczość w każdej postaci. Takie po trosze swojskie, a po trosze artystyczne miejsce, które byłoby jednocześnie świetną wizytówką naszego miasta. Na koniec jeszcze życzenia: - Niech mieszkańcy Radzynia trochę wyluzują, jesteśmy małą społecznością, gdzie każdy powinien znać swoje miejsce, po co utrudniać sobie życie i rzucać kłody pod nogi, skoro najpiękniejszą rzeczą, jaką można po sobie zostawić jest dobre słowo.
Wywiad ukazał się w drugim numerze radzyńskiego tygodnika OPINIE
|