Radzyń Podlaski - Nasze miasto z dobrej strony! Mamy 8 maja 2024 imieniny: Stanisława, Lizy

Wchodząc w powycinany świat oryginalności – rozmowa z Iwoną Pawelec Burczaniuk

Michał Maliszewski   
sobota, 24 sierpnia 2013 07:00

Iwona w swojej pracowniJest w naszym mieście mała pracownia ukryta na ulicy Spokojnej. To, co zobaczyłem po wejściu do środka, uzmysłowiło mi, że nie znajdę tu banalnych i kiczowatych gadżetów – wszystko jest oryginalne, nietuzinkowe i naładowane emocjami. Jakimi? Sprawdźcie sami.

Iwona Pawelec Burczaniuk, osoba, która zajmuję się rękodziełem, prowadzi bloga poświęconego scrapbookingowi oraz jest członkiem dobrze znanego stowarzyszenia „Stuk-Puk”. Dzisiaj mam okazję podpytać o jej pracę, początki rękodzielniczej twórczości, być może też zdradzi tajemne sposoby produkcji swych dzieł? Zapraszam do lektury.

iledzisiaj.pl: Jak wygląda Twój dzień pracy? Pracujesz jak typowy urzędnik, czyli wstajesz o 8.00 rano i jesteś w pracowni do 16.00, a może jest tak, że dzisiaj nie masz tyle weny twórczej, by wyprodukować kolejną pracę i nie wchodzisz z domu?

Iwona: U mnie wszystko działa dość swobodnie, może czasem nawet zbyt swobodnie. Wydaje mi się, że powinnam codziennie przynajmniej kilka godzin solidnie popracować, ale jak mam mniejszą ochotę, to ograniczam się do minimum – gdy zbliża się termin realizacji zleceń, robię sobie maksymalne przyspieszenie i... „zarywam nocki”. Jeśli nie mam pilnych rzeczy, nie pracuję, w sensie, że nie wykonuję przedmiotów na sprzedaż. Poświęcam czas na wypróbowywanie nowych technik, porządkowanie pracowni czy uzupełnianie bloga.

Czy masz rzeczy, które lubisz robić? Czy jest czasem tak, że przychodzi klient i chce coś, nad czym nie lubisz pracować, ale kierujesz się wtedy tym, że możesz na tym więcej zarobić?

Nie bardzo lubię zlecenia, w których muszę powtarzać opracowane wzory, na przykład  zaproszenia ślubne. Lecz jeśli dostaję zlecenie - wykonuję bez problemu. Lepiej czuję się w rzeczach, które wymagają indywidualnego projektu. Zdecydowanie wolę, gdy powstaje jedna, unikatowa rzecz.

Myślę, że robienie jednej rzeczy jest mniej rentowne, niż robienie serii podobnych lub takich samych. Zgadzasz się?

Mylisz się. To prawda, że na ilości sztuk „naleci” trochę złotówek. Jeśli sprzedałabym sto pocztówek po dwa złote, a zarobku jest dajmy na to złotówka na sztuce (reszta to koszty materiału) to nazbieramy 100 zł. Lecz jeśli zrobię jedną wyjątkową rzecz, to mogę za nią wziąć trzy razy więcej niż materiał wykorzystany do produkcji, pomysł również kosztuje.

Wyobrażasz sobie taką sytuację, że przychodzi do Ciebie para, która niedługo ma zamiar wziąć ślub i potrzebuje 400 zaproszeń wykonanych Twoją ręką? Czy jest to wykonalne?

Ciężko mi sobie teraz wyobrazić, że wykonuję 400 zaproszeń na ślub, ale prawdopodobnie dałabym radę.

Dobrze, to zmniejszmy ilość. Chcę żebyś wykonała 100 takich zaproszeń. Ile Ci to zajmie?

W teorii dwa tygodnie, a w praktyce miesiąc. Zawsze wychodzi to dwa razy więcej czasu niż sobie na początku założyłam.

Z czego bierze się ten czasowy rozrzut?

Bierze się to z tego, że w rękodziele nie jest tak, że włączamy maszynę i ustawiamy, by wyprodukowała nam zamówione przedmioty. Wszystko muszę wyciąć własnymi rękami, używając własnych oczu. Czasami na próbę wykonuję jedną rzecz, by określić czas powstania całego zlecenia i wydaje mi się, że pójdzie sprawnie i szybko. Niestety, bywa różnie. Pierwszą przeszkodą jest zebranie materiałów. W naszym mieście na większą ilość podstawowych materiałów czasami trzeba czekać, ewentualnie zamawiać w internecie. Druga rzecz to ograniczenia fizyczne, osobiste - czasem brakuje weny, są dni, że wzrok się szybciej męczy, więc pracuje się wolniej. Jeśli na dworze jest większa wilgotność to preparaty schną dłużej – wszystko ma znaczenie, nawet własny humor.

Czy myślisz, że ludzie zajmujący się rękodziełem w Warszawie mają łatwiej niż my, w małej mieścinie?

Czy mają łatwiej? I tak i nie.  Mają lepszą dostępność materiałów. Myślę, że mogą oczekiwać większej zapłaty, ale to minimalne różnice. Osiemdziesiąt procent sprzedaży z mojej pracowni rusza w Polskę, zdecydowanie mniejsza część zostaje w Radzyniu i okolicach.

Czyli blog, który prowadzisz jest dobrą reklamą.

Tak. Blog i sklepik na artillo – portalu na którym artyści wystawiają swoje prace. Dużo ludzi przez te dwa łącza trafia do mnie. Czasem nawet przez facebook’a udaje się coś sprzedać…

Jakie były początki przygody z rękodziełem? Jak to się stało, że masz swoją pracownię, a nie siedzisz w bankowym okienku lub nie liżesz znaczków na poczcie?

Z rękodziełem miałam kontakt od bardzo wczesnych, dziecięcych lat. Pochodzę z Bezwoli. Kiedyś na wsi było inaczej - nie było komputerów, żadnych atrakcji, którymi można było zabić czas. W sąsiedztwie nie było dzieciaków w moim wieku.  Czytałam książki, bawiłam się lalkami, wymyślałam dla nich ubranka z różnych gałganów. Obserwowałam, jak moja mama szydełkuje i chciałam się tego nauczyć, aby móc swoim lalkom robić sweterki. Mama pokazała mi raz czy dwa podstawowe oczka, później sama próbowałam i ćwiczyłam dotąd, aż zrozumiałam, na czym to polega. Odtąd cały czas coś robiłam. Czasem udało mi się stworzyć to co chciałam, a czasem nie do końca.

Opowiedz mi o dniu w którym przyszła do Ciebie myśl, że chcesz otworzyć działalność, która będzie się opierała na rękodziele.

Długo się zastanawiałam nad tym krokiem. Od początku przygody ze scrapbookingiem myślałam czasami o otworzeniu firmy. Mieszkałam wtedy jeszcze w Bezwoli, zajmowałam się dziećmi, domem, nie miałam pracy, ani nawet - jak mi się wtedy wydawało - perspektyw na pracę. Nie oszukujmy się – rynek pracy w Radzyniu i okolicach jest dość trudny. Co prawda zdarzyło się kilka dorywczych zajęć w różnych miejscach, ale nie gwarantowały one stałego zatrudnienia. Praca, w której brak perspektyw, nie dawała mi satysfakcji. Zadowolenie przychodziło wieczorem, gdy siedziałam w swoich papierkach i uparcie szlifowałam warsztat.  Pojawiały się coraz to nowe dzieła, z czasem zyskiwały nabywców. W końcu przyszedł taki dzień, że stanęłam przed wyborem - założyć własną działalność i robić to co lubię, albo szukać kolejnej pracy, która nie daje zadowolenia i ma miejsce w godzinach, które zupełnie mi nie odpowiadają. Postanowiłam wypróbować pierwszy wariant.

Masz satysfakcję z tego co robisz? To jest ta droga, którą chciałaś iść?

Mam satysfakcje z tego co robię, ale czy to jest droga, którą chciałam iść? W moim życiu bywało różnie, czasem nieoczekiwane zdarzenia, sytuacje, poznani ludzie wywierali ogromny wpływ na to, jak się ono kształtowało. Teraz zajmuję się scrapbookingiem, sprawia mi to radość i daje coś w rodzaju spełnienia, ale nigdy nie wiadomo, co nas jeszcze czeka.

Jak byłaś małą dziewczyną to kim chciałaś zostać?

Nauczycielką.

Co Cię skłoniło, by dołączyć do Radzyńskiego Stowarzyszenia dla Kultury „Stuk-Puk”?

Zaproszono mnie na spotkanie w sprawie organizacji warsztatów rękodzieła, poszłam, poznałam fajnych ludzi. I zostałam na dłużej.

Wracając do rękodzieła. Jest jakiś domowy sposób na efekty jakie robisz na swoich pracach?

Na początku przygody ze scrapbookingiem, gdy nie ma się zbyt wiele funduszy na profesjonalne materiały i narzędzia , nieraz trzeba sobie radzić używając tego, co znajduje się pod ręką. Moim sposobem na barwienie brzegów poszczególnych elementów pracy był początkowo cień do powiek. A ćwieki nabijałam tłuczkiem do mięsa, dotąd, aż stał się zupełnie do ubijania kotletów niezdatny.

Czy polecasz młodym dziewczynom pracę nad rękodziełem?

Na początku nie można mieć parcia na zarabianie na tym pieniędzy, bo można się rozczarować. W rękodziele, by coś sprzedać trzeba mieć wysoki poziom prac, chociaż klienci są różni. Nie wszyscy szukają arcydzieła, niektórzy poszukują po prostu estetycznie wykonanych, prostych rzeczy. Czy polecam? Jeżeli ktoś czuje, że rękodzieło lub inna dziedzina go kręci, niech to rozwija. Polecam.

Czy zdarza się, że Twoje córki naśladują mamę? Biorą nożyczki i próbują coś zrobić?

Moje córki mają indywidualne podejście do wielu spraw, więc raczej nie naśladują mnie. Każda też interesuje się czym innym. Moje najmłodsze dziecko, Sabina, 5 lat, nie interesuje się plastycznymi rzeczami. Za to doskonale tańczy – ma już za sobą pierwsze występy solowe na uroczystościach przedszkolnych. Średnia córka, Martyna (13 lat) bez przerwy coś rysuje, maluje, przykleja – po wakacjach idzie do Gimnazjum Plastycznego w Lublinie. Najstarsza, Karolina, prawie pełnoletnia, bawi się w przerabianie ubrań - wycina dziury, naszywa serca, pacyfki. Coś ode mnie jest zaszczepione.

Jacy klienci powinni odwiedzić Twoją pracownie?

Wszyscy klienci bez wyjątku są mile widziani. Nie wiem, to jest trudne pytanie. Nie mam preferencji odnośnie klientów.

Opowiedz mi o swoim blogu?

Między osobami zainteresowanymi podobnymi rzeczami wytwarza się rzeczywista lub wirtualna więź. Odwiedzamy swoje blogi, spotykamy się na forach, czy facebook’u. Ma się poczucie, że te osoby zna się niemal osobiście. Wiadomo, kiedy dziecko wirtualnej koleżanki ma świnkę, a kiedy mąż urlop, chociaż osobistego spotkania nigdy nie było (śmieje się). Na dodatek w naszej grupie każdy sobie pomaga w problemach z pracami – udziela porad, podpowiada...

Dziękuję serdecznie za rozmowę. Wirtualny świat Iwony znajdziecie klikając tutaj! Zapraszamy do odwiedzania pracowni realnej przy ulicy Spokojnej 12 (niedaleko poczty), w której możecie podpatrzeć jak pracuje moja rozmówczyni oraz poznać ją i zadać kilka pytań. Na koniec proponuję kliknąć na pierwszy obrazek pod tekstem i sprawdzić prace Iwony w której każdy szczegół wykonany jest odręcznie.

130824-iwonap-01130824-iwonap-02130824-iwonap-03130824-iwonap-04130824-iwonap-05130824-iwonap-06130824-iwonap-07130824-iwonap-08130824-iwonap-09130824-iwonap-10130824-iwonap-11130824-iwonap-12130824-iwonap-13130824-iwonap-14130824-iwonap-15130824-iwonap-16130824-iwonap-17130824-iwonap-18130824-iwonap-19130824-iwonap-20130824-iwonap-21130824-iwonap-22130824-iwonap-23130824-iwonap-24

 

Zaloguj się, aby dodać komentarz. Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się.