Radzyń Podlaski - Nasze miasto z dobrej strony! Mamy 19 maja 2024 imieniny: Mikołaja, Piotra

Z Radzynia przez Irak do Afganistanu. Bohater czy chłopak z podwórka?

Anna Małoszewska   
poniedziałek, 08 listopada 2010 01:00

Mała Polska...

Życie Pana Pawła Kapłana ściśle związane jest z Radzyniem Podlaskim. Co prawda urodził się w Elblągu, ale mając 6 lat, 13 grudnia 1981, przeniósł się z rodzicami do naszego miasta, gdzie spędził młodość.

Dzisiaj mieszkają tu jego mama oraz siostra wraz z mężem. Po skończeniu szkoły średniej, szukając pomysłu na życie, a mając korzenie wojskowe, zgłosił się na ochotnika do armii. Po siedmiu latach spędzonych w kraju, spragniony adrenaliny i mocnych wrażeń, zgłosił swoją kandydaturę do misji zagranicznej na Bałkanach, jednak nie dostał przydziału. W styczniu 2004 roku Pan Paweł znalazł się w II Zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Republice Iraku, w skład której weszło ok. 2.5 tysiąca naszych rodaków.

Polski Kontyngent Wojska Polskiego Irak realizował swoje zadania (m.in. pomoc humanitarna, rozminowanie terenów, likwidacja składów broni i amunicji) do października 2008 roku. Już po kilku dniach spędzonych w Iraku, rzeczywistość wojenna dała o sobie znać w sposób brutalny i nieco mniej brutalny. W sposób nieco mniej brutalny – poprzez odległość, jaka dzieli żołnierza od domu rodzinnego. - W obecnych czasach dzięki cudom technicznym i hojności naszej armii, za pośrednictwem satelit komunikacyjnych każdy żołnierz w rejonie misji ma możliwość codziennego telefonowania do najbliższych za całkowitą darmoszkę. Oczywiście jest limit – na telefon stacjonarny 10 minut dziennie, na komórkowy – 5 minut – mówi Pan Paweł. Żołnierze mają też możliwość korzystania z przeróżnych komunikatorów internetowych. Ale rozłąka z rodziną zawsze jest najtrudniejsza i nic nie jest w stanie zastąpić bliskości najbliższych. – Najwspanialsze są zawsze szczęśliwe powroty do domu. Ponadto bardzo dają się we znaki pustynny krajobraz, zróżnicowanie temperatur i klimatu. No i wojskowe jedzenie, któremu czasem daleko do prawdziwego jedzenia – chociażby jajecznica w proszku, która, jak mówi Pan Paweł, ma z jajecznicą tyle wspólnego, ile on ma z Dalajlamą. Przeważnie żołnierze żywią się kuchnią amerykańską, czego konsekwencją jest przybycie paru kilogramów tu i ówdzie. Ale ponieważ optymiści szukają wszędzie plusów, tutaj też dało się te plusy odnaleźć. Zaplecze kuchenne na misjach dało możliwość nauczenia zagranicznego kolegę – żołnierza nazwy polskich potraw. I choć pewnie niejednokrotnie pojawiało się pytanie: „Co ja robię tu?” – wojenną rzeczywistość trzeba było wziąć na bary i z pełną odpowiedzialnością wykonać podjęte zadania.

Brutalna rzeczywistość wojny to niebezpieczne wyjazdy na patrole, strzelające zewsząd granaty i pociski moździerzowe. Czyli po prostu codzienne igranie ze śmiercią. Pierwsze zetknięcie się z nią Pana Pawła miało miejsce w dość nietypowym miejscu - na stołówce, kiedy do garów wpadły pociski karabinowe. Kilka dni później udaremniona została próba zamachu samobójczego. W bazie znalazły się dwa samochody wypełnione materiałami wybuchowymi. Kierowca pierwszego samochodu został zastrzelony, a pułapka eksplodowała. Strzały oddane były również w kierunku drugiego samochodu – cysterny, która eksplodowała w momencie, gdy wyskoczył z niej terrorysta. W wyniku wybuchu żołnierze oraz znajdujący się nieopodal Irakijczycy, zostali ranni. Wszystko to miało miejsce w godzinach porannych. Eksplozje bomb zbudziły ze snu Pana Pawła. Wspomina, że krajobraz był niemalże jak po tsunami, a jeszcze kilka dni po wydarzeniu można było znaleźć w bazie odłamki samochodów. Później jeszcze kilkakrotnie zdarzało się, że pociski przelatywały żołnierzom (wśród których znajdował się i Pan Paweł) nad głowami, lub lądowały w niewielkich odległościach.

Po misji w Iraku, Pan Paweł Kapłan znalazł się w Afganistanie. Na pytanie o strach, odpowiada, że tylko głupcy się nie boją, bo na spadające bomby i ostrzały nie ma mocnych, a takie zetknięcia się ze śmiercią pozostawiają mniejsze lub większe ślady w ludzkiej psychice. Sam Pan Paweł po udaremnionym irackim zamachu samobójczym przez długi czas odczuwał strach przed cysternami. - Żołnierze pełniący służbę w Polskich Kontyngentach Wojskowych mają możliwość korzystania z pomocy psychologa zarówno w trakcie misji jaki przed jej rozpoczęciem oraz po powrocie do kraju. Po zakończonej misji mają możliwość wyjazdu wraz z rodziną na turnusy rehabilitacyjne połączone z treningami psychologicznymi - informuje mjr Piotr Jaszczuk, zastępca Rzecznika Prasowego Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Z ostatniej, siedmiomiesięcznej zmiany w Afganistanie, Pan Paweł wrócił w maju 2010 roku. Na misjach pełnił funkcję łącznościowca, dla którego jednym z ważniejszych zadań jest sprowadzenie Medevacu – miejscowego śmigłowca ratunkowego. Ponieważ w przyszłym roku minie dokładnie 15 lat, odkąd zaciągnął się do wojska, w czerwcu Pan Paweł zamierza przejść na emeryturę. Jak informuje mjr Piotr Jaszczuk, Zastępca Rzecznika Prasowego Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, żołnierz może przejść na emeryturę minimalnie po 15 latach służby. Praca w składzie Polskich Kontyngentów Wojskowych zwiększa prawo do tego świadczenia - Za każdy rozpoczęty miesiąc służby żołnierz ją pełniący otrzymuje dodatkowo 0,5% do emerytury. Wskaźnik ten jest uwzględniany po osiągnięciu minimalnej wymaganej wysługi . I tak przykładowo po 6 miesiącach - udział w jednej zmianie misji jest to 3%. Przy kolejnym wyjeździe sumowane są dni pełnienia służby. Pan Paweł nie wraca do Afganistanu, bo wie, że jeżeli pojedzie tam raz jeszcze, to pojedzie i po raz kolejny. A w domu, w Warszawie, czekają na niego żona i 12 – letni syn, dla którego kontakt z tatą jest bardzo ważny. – Poza tym jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, ale ta gwiazda może w każdej chwili zgasnąć – mówi Pan Paweł, który po przejściu na wojskową emeryturę zamierza poświęcić się swojej innej pasji – remontowaniu zabytkowych motocykli.

Źródło: Serwis Internetowy Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Pana Pawła Kapłana oraz z Internetu.

PS: Trochę prywaty od autorki tekstu. Kiedy byłam małym dzieckiem, na Pana Pawła mówiłam: „Pan Motor”, bo przyjeżdżał do nas wielkim, hałaśliwym jednośladem. Od tamtego czasu minęły lata świetlne… ale przywołany pseudonim w mojej rodzinie nie ginie :-)

{morfeo 533}

 

Komentarze  

 
#1 wstydniepokorny 2013-09-20 22:20
przyznam się że nie widzę żadnego interesu Polski w okupacji Iraku czu Afganistanu poza hańbą narodową. Nawet sowieci nie wciągnęli nas w tą brudną wojnę a NATO tak.
 

Zaloguj się, aby dodać komentarz. Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się.